sobota, 30 lipca 2016

Drugie szczęście - Rozdział 24

ZWROT?



- Powinnam już być w domu. Odwieziesz mnie?- Jam wstała poprawiając sukienkę
- Pewnie
Jechali bez słowa. Żadne z nich nie odważyło się zapytać co teraz? Mimo tego, że do niczego więcej między nimi nie doszło oprócz czułych pocałunków, to Jam czuła się jakby już zdradziła. Nadal czuła się rozdarta. Co z tego, że w końcu nie odrzuciła mężczyzny, skoro teraz każdy wróci do swojego życia i będzie tak jak dawniej?
- Jesteśmy na miejscu- wyrwało ją z rozmyśleń. Stali pod pięknym, dużym i na pewno bardzo drogim domem pewnego nauczyciela i jej- młodej lekarki. Mimo usłyszanych słów kobieta nie wysiadła z auta.
- Harry?
- No?
- Jedź do Liv i wyznaj jej miłość. Musisz być szczęśliwy i ja to wiem.
- Ale..- zaczął, ale Jam ciągnęła dalej:
- Spokojnie, Liv się nie dowie, że ulegliśmy emocjom. Zachowam to w tajemnicy.
- Jesteś tego pewna?
- Jestem. Ja muszę zostać z Paul'em i Julką. Nie potrafię, nie mogę żyć inaczej.
Mężczyzna pochylił się nad fotelem swojej współtowarzyszki. Ich twarze znów były w niebezpiecznej odległości. Pewnie gdyby nie stali pod domem Paul'a, Jam ponownie by się na niego rzuciła. Skończyło się jednak tylko na odpiętym pasie bezpieczeństwa.
- W takim razie do zobaczenia.- rzekł, po czym otworzył jej drzwi.
- Do zobaczenia.- Uśmiechnęła się i wyszła. Poczekała, aż samochód oddali się na tyle, że był trudno dostrzegalny, po czym ruszyła w stronę domu w niezbyt dobrym humorze. Wchodząc po schodkach altanki usłyszała kobiecy śmiech. -Pewnie Liv- pomyślała i nacisnęła na klamkę. Szybko jednak zauważyła, że jej dotychczasowe podejrzenia były błędne. W przedpokoju stały szpilki- a Liv nie nosi szpilek bez specjalnej okazji. Śmiechy były coraz głośniejsze. Naprzemiennie usłyszeć można było Paul'a i jakąś kobietę. Jam nie czując się na siłach, żeby dołączyć do rozbawionego towarzystwa, niezauważona udała się do łazienki na górze. 
Puściła wodę i przemyła twarz, doprowadzając ją do jako takiego wyglądu. Odbicie w lustrze nie pokazywało tej samej, zawsze uśmiechniętej i wesołej Jam. Tym razem była to zapłakana dziewczyna z problemami. Spojrzała na wannę i nagle naszła ją ochota na długą relaksującą kąpiel. Tak też zrobiła i już po chwili leżała w czymś przypominającym bitą śmietanę. Miała dużo czasu do tego, aby się uspokoić, aby pogodzić się z losem, aby pogodzić się ze stratą Harrego. Zastanawiała się, dlaczego nie dała mu szansy od razu, gdy wyznał jej miłość? Wtedy łatwiej byłoby zerwać z Paul'em, który był ,,świeżym chłopakiem". A teraz? Teraz może już tylko marzyć, żałować i wściekać się na siebie samą. Zamknęła oczy i odpłynęła. Myślami była tam, pod tym feralnym drzewem w objęciach człowieka, który oddałby dla niej wszystko. Ale ona nie potrafiła oddać wszystkiego dla niego. Więc czy Jam faktycznie kochała? Sama w pewnym momencie się nad tym zastanawiała, ale nie odpowiedziała sobie, bo usłyszała dzwonek do drzwi. Wyskoczyła z zimnej już wody i owinęła się ręcznikiem, po czym wytężyła słuch, by dowiedzieć się kto przyjechał tym razem. Nie musiała długo czekać.
- O, Liv! Nie spodziewałem się Ciebie.
- Czyli mam sobie pójść? 
- Nie żartuj. Rozbieraj się. Akurat mam gościa.
- Gościa?- zapytała zdziwiona. A Jam jest w domu?
- Nie, nie ma. Właśnie...-zatrzymał się na moment, jakby nagle przypomniało mu się, że dochodzi 20, a jego dziewczyny nadal nie ma.
- To widzę, że nieźle balangowałeś z tym gościem, jak już o własnej dziewczynie zapominasz. To kto sprawił, że zapomniałeś o Bożym świecie?
- Idź do salonu. Ja zadzwonię.
- Spokojnie, jeśli do Jam chcesz dzwonić, to wiem, że u niej wszystko w porządku, musiała pozałatwiać sobie trochę spraw na mieście i pewnie zasiedziała się u Pani Gerber. A telefon zostawiła w gabinecie.
Jam cały czas przysłuchiwała się rozmowie. Skąd siostra Paul'a wiedziała, że telefon został w pracy? To oczywiste, że Harry wszystko jej opowiedział. Ale czy na pewno WSZYSTKO? To pytanie było naprawdę interesujące. Nawet jeśli kobieta zeszłaby na dół do gości, to jak ma zachowywać się w stosunku do Liv? Każde jej spojrzenie budziłoby niepokój. Szybko jednak Jam porzuciła rozmyślenia na ten temat, bo nadal ciekawiło ją, co będzie działo się dalej. I co najważniejsze: Kim jest owa tajemnicza kobieta, przez którą, jak powiedziała Liv; Paul zapomniał o Bożym świecie.
Podsłuchiwanie nie było w naturze młodej lekarki, ale tym razem kobieta miała usprawiedliwienie.
- Jesteś pewna?- ciągnął dalej.
- A wyglądam, jakbym nie była? Dobra, chodźmy. Dźwięk stukających obcasów trwał zaledwie kilka sekund, po czym słychać było bardzo donośny krzyk wydobywający się z ust Liv:
- Łucja?!
Co?!! Jak to? Łucja znowu w ich domu? Przecież poprzedniego wieczoru też u nich była i nieźle podpiła jej faceta. Czego ta kobieta tak naprawdę chciała? Czyżby łakomiła się na Paul'a...? Po tych myślach dziwnym trafem Jam nie czuła ogromnej zazdrości. Owszem jakaś zazdrość była, ale można by rzec: 50% miłości i 50% czystej solidarnej kobiecej zazdrości. 
Wytarła się, ubrała i wyszła z łazienki, gdzie pole słyszalności było o wiele większe niż w pomieszczeniu. Fragment rozmowy umknął, ale dalsza część była doskonale słyszalna.
- Czyli mówisz, że zostajesz na dłużej?
- Myślę, że na stałę. Chciałabym w końcu założyć rodzinę i się ustatkować. A jak u ciebie? Masz już męża? Bo z tego co pamiętam, zawsze mówiłaś, że nie wyjdziesz za mąż, nawet jeśli facet będzie błagał.
- A wiesz, że..- nagle rozległ się płacz Julki, przez co Jam nie usłyszała już ani jednego słowa dotyczącego zamążpójścia Liv. Postanowiła ona jednak zejść na dół, przywitać się ze wszystkimi, a potem zaszyć się w pierwszym lepszym pokoju i w końcu się przespać- odpocząć.
Zeszła więc ze schodów, jeden za drugim, powolutku i w końcu stanęła w futrynie drzwi.
- O, dobry wieczór . Widzę kochanie, że mamy gości?
- Ty wiesz, jak ja się o Ciebie martwiłem?
- Jasne- pomyślała, ale nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Zamiast tego powiedziała:
- Cieszę się, ale muszę Cię uspokoić i powiedzieć, że już nawet wzięłam kąpiel.
- Nie poczekałaś na mnie?- Podszedł i pocałował Jam. Miała ona wrażenie, jakby pachniał jakoś inaczej niż zwykle. Nie zastanawiała się jednak nad tym i podeszła do każdej z kobiet, by powitać je w jakże skromnych progach.
- Przykro mi- odrzekła.
- Zapomniałaś czegoś wczoraj Łucjo?- Zapytała troszkę złośliwie.
- Yyy..- była trochę zakłopotana, ale szybko wywinęła się z tej niezręcznej sytuacji.- Owszem. zapomniałam Pendrive'a, na którym zgrałam Paul'owi zdjęcia z liceum.
- Rozumiem. Dziwne, Paul mi o tym nie wspominał.- Spojrzała pytającym wzrokiem na mężczyznę. Ale ten już trochę podpity uciekł wzrokiem na swoją siostrę.- Wiecie co, ja będę uciekała do łóżka, bo troszkę jestem zmęczona. Dobranoc.- już chciała wychodzić, kiedy za plecami usłyszała słowa Liv:
- Trochę zmęczona jest, bo dzisiaj miała taką trudną pracę...- Ale nic na to nie odpowiedziała, tylko odeszła do sypialni.
Cholera, Harry wszystko jej opowiedział. Dlaczego? Przecież ona sama obiecała mu, że LIv niczego się nie dowie, a tutaj popatrz... Dowiedziała się i to od niego samego. Co jeśli powie wszystko Paul'owi?
Wszystko będzie definitywnie skończone i zostanie bez niczego. Bez Harrego. Bez Paul'a. Bez Julki. Co teraz?
Nic. Teraz trzeba się przespać i dać odpocząć głowie.
*******************

- Jam, kochanie! Zobacz która godzina!
- Która?- wygdukała pod nosem.
- Dochodzi 12.
- Która?- wyrzuciła kołdrę, ale Paul szybko ją przyniósł.
- Spokojnie. Odpoczywaj. Poprosiłem Liv, żeby wzięła za Ciebie zmianę. Chyba faktycznie miałaś ciężki dzień wczoraj. A i przyniosła Twój telefon.
- Za to ty bardzo udany.- schowała głowę w poduszkę.
- Mówisz o Łucji?
- A o kim?
- Co miałem zrobić? Przyszła, więc musiałem ją wpuścić.
- Dobra. Ja idę dalej spać, ale nie myśl, że nie jestem zła.


I tak mijały godzina po godzinie. Harry nie odzywał się. Zapewne pogodził się z faktem, ze między nim a Jam nic nie będzie. Możliwe, że już jest narzeczonym, a za jakiś czas będzie mężem. Zapewne szczęśliwym. Niespodziewanie telefon się odezwał. Kobieta sięgnęła po niego, ale na ekranie ujrzała panią Gerber.
- Halo?
- Słonko co z Tobą? Tak dawno Cię nie widziałam.
- Dzisiaj jestem w nie najlepszym humorze. A ogólnie to jakoś leci. Potrzebuje pani mojej pomocy?
- Szczerze mówiąc, to  tak. Mam dość dużo sadzonek i chciałabym zapytać, czy nie posadziłabyś ich w moim ogródku? Ja nie mam za bardzo czasu, ale oczywiście wynagrodzenie będzie.- zaśmiała się.
- Niech pani przestanie. Żadnego wynagrodzenia nie przyjmę. A po kwiatki będę za jakieś pół godzinki, może być?
- Bez żadnego problemu. Będę czekała. Dziękuję.
- Nie ma za co, do zobaczenia.

Wyszła z  łóżka i krzyknęła do Paul'a bedącego na dole.
- Paul!
- No?!
- Jadę do Pani Gerber. Będę bardzo późnym wieczorem.
- Dobra! Tylko nie mamy samochodu, bo stoi u mechanika!
- Jakoś sobie poradzę!- krzyknęła natychmiastowo, ale też bez zastanowienia. Nie poradzi sobie bez samochodu, bo dom pani Gerber stoi jakieś 30 km za miastem. Po same sadzonki może i by poszła pieszo, ale pozostałe 30 kilometrów?
Wiadomo było, co stanowi jej ostatni ratunek- HARRY. Przecież nie wypadało odmówić pomocy, tylko z tego powodu, że coś się popsuło między nią i jej najlepszym przyjacielem.
Chwyciła komórkę i wybrała jego numer. Na początku miała obawy, czy nie jest na nią zły. Po tym w jaki sposób wyprosił ją z samochodu. Ale nie było odwrotu- postanowiła zadzwonić.
Drrryyyn.......dryyynnn......dryyynnnn....Nikt nie odbierał, za to stres u Jam był coraz większy.
- Spróbuję jeszcze raz- pomyślała

- Halo? - W końcu odezwał się głos po drugiej stronie.
- Harry? Posłuchaj. Zanim coś powiesz. Chcę Cię poprosić o pomoc. Muszę dostać się do domu pani Gerber. Wiesz, tam gdzie byliśmy kiedyś na jej urodzinach... Proszę, nie odmawiaj mi.
- Będę za 10 minut.- Usłyszała tylko, po czym połączenie urwało się.
Odłożyła słuchawkę i wyskoczyła z łóżka jak oparzona, kierując się w stronę łazienki. Pierwszą myślą było, matko! jak ja wyglądam. Chciała nałożyć delikatną warstwę  makijażu, która nie zrobiłaby z niej sztucznej laleczki, ale tylko podkreśliła jej walory. Szczególnie ogromne oczy. Podkreślając linię rzęs i malując rzęsy tuszem, można by powiedzieć, że nabierały one jeszcze większego rozmiaru. Efekt ten potęgowała biała linia wodna. Na nosie kilka ślicznych piegów, usta małe, ale pasujące do twarzy. A wszystko razem tworzyło piękny obrazek, obok którego nikt nie mógł przejść obojętnie. Mężczyźni szczególnie, ale i kobietom zdarzało się stanąć na ulicy jak gdyby nigdy nic, odwrócić się i podziwiać takie dzieło natury. Na brak adoratorów Jam nie mogła narzekać. Już w gimnazjum sznur chłopców nie opuszczał jej na krok. Chodź w tamtym czasie sama dziewczyna nie była zbyt pewną siebie nastolatką. Zaokrąglone biodra świadczące i zdrowiu i powoli nadchodzącej dojrzałości, nie były dla Jam powodem do dumy. Swoją drogą biodra te zostały z nią aż do tego czasu. Różnica polega na tym, że teraz nie narzeka, bo wie, że biologii nie zmieni, a skoro mężczyźni za nią szaleją, to co tu zmieniać?
Jam rozcierała ustami delikatnie różową szminkę, kiedy dzwonek zadzwonił.
- Otworzę!- krzyknęła, jakby nie chciała, żeby to Paul otworzył drzwi. Ruszyła w dół przeskakując co drugi, a nawet trzeci schodek. Zanim pociągnęła za klamkę poprawiła długie, sięgające prawie do pasa włosy.
- Jestem. - bez żadnej miny zaczął mężczyzna.
- Dziękuję, że dałeś radę się wyrwać. Przysięgam, że to potrwa nie dłużej niż do popołudnia.
- Dobra, nie pleć już i wsiadaj, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
- My? To ty też masz zamiar pracować w ogródku?- zapytała zdziwiona, z lekko szyderczym uśmieszkiem.
- A co myślisz, że nie potrafię pracować w ogródku?
- Nic takiego nie powiedziałam.- znów się uśmiechnęła, po czym szybko odwróciła głowę w stronę salonu i krzyknęła zabierając jednocześnie torebkę z wieszaka- Wychodzę, będę..-zawahała się- jak będę!- Tym razem i Harry się uśmiechnął.
- Uważaj tam na siebie!- usłyszała w odpowiedzi, ale drzwi tylko trzasnęły.

Jechali już od 20 minut. Sadzonki, które Jam miała posadzić okazały się nie tylko zwykłymi małymi sadzoneczkami, ale dużymi dorodnymi sadzonkami, których było aż 40 skrzynek. Całe szczęście, że Harry pożyczył od brata pick'upa, bo by się nie zabrali.
- Oj myślę, że będziemy to sadzić ze 3 dni.- zażartował Harry chcąc zagłuszyć tę bolesną ciszę jaka opanowała samochód.
- Nie kracz, nie kracz..- odpowiedziała tylko nie ciągnąc dalej tematu.
I tak w ciszy godziny mijały. Zegar wybił 21, a końca nie było widać. Jedyne zdania jakie wymieniali, to było pytanie o pogodę, o to czy druga osoba nie chce napić się zimnego kompotu przygotowanego przez panią Gerber po powrocie z kwiaciarni. O oświadczynach Harrego jak dotąd ani słowa.
- Dzieci, chodźcie do domu, dam wam kolację. Starczy na dzisiaj.- Rozległ się głos miłej pani, gdy zegar nieubłaganie zabrał kolejną godzinę.
- Dobrze, wrócę jutro i dokończę. Ciekawe, czy jutro wystarczy, ale wszystko się zobaczy.- Jam otrzepała kolana czarne już od ziemi i z odciskami od drobnych kamyczków, z twarzą czarną niczym osmolony kopciuszek.
- Jak to wrócisz? Przyjadę z Tobą.-wtrącił się męski głos. Pani Gerber obserwowała tylko jak ta krótka wymiana zdań się zakończy. Chociaż i tak miała inne plany wobec młodych.
- Żartujesz? A do pracy kto za ciebie pójdzie?
- Poradzą sobie beze mnie, a ty co taka mądra? Co z pacjentami?
Faktycznie Jam była w gorszej sytuacji, pacjenci, to nie to samo co handel i podobne kierunki. Nie chcąc jednak dać Harremu za wygraną kontynuowała rozmowę.
- Poradzą sobie beze mnie. Zadzwonię rano do rejestracji, powiem, że nagły wypadek.
- Ale z Ciebie cwaniara.
-A z Ciebie..- nie kończyła, bo sama nie wiedziała co chce powiedzieć.
- No co?
-...nic, zostawię to dla siebie.- odeszła w stronę pani Gerber stojącej w altance na końcu 50 metrowej grządki.
- Jam, kochana będziecie dzisiaj nocowali u mnie, nie ma sensu wracać na noc do domu, już jest tak ciemno, a wy tacy zmęczeni. Harry jeszcze miałby prowadzić. Mam nadzieję, że się zgodzisz?
- Niestety muszę wrócić do domu. Paul na mnie czeka. Obiecuję, że wrócę rano.- skończyła mówić, ale po chwili jakby do niej doszło, że zachowała się egoistycznie w stosunku do Harrego. W mgnieniu oka odwróciła się do niego i chciała krzyczeć, ale ten stał tuż za nią.
- Jak myślisz? Nocujemy, czy wracamy?
- Myślę, że nocowanie będzie lepszym rozwiązaniem. Faktycznie jestem już strasznie zmęczony i jedyne o czym myślę to pójście spać.
Jam z niewyraźnym uśmiechem na twarzy przytaknęła.
- Poza tym-ciągnął dalej- będąc na miejscu możemy wcześniej wstać i dokończyć robotę przed wieczorem.
- Może i masz rację...
- Ma, ma- zaśmiała się starsza kobieta- i to jaką! Dobrze już, dobrze przygotowałam Wam pyszne kanapeczki. Zapraszam.
Młodzi spojrzeli tylko na siebie i ruszyli za gospodynią.

piątek, 20 maja 2016

Drugie szczęście - Rozdział 23

Co robić?     

UWAGA! Ostrzegam przed dość długim wpisem! Ale w moim przekonaniu naprawdę warto przeczytać! Sami oceńcie!

- Wstawaj człowieku!- wołała Jam ściągając kołdrę z łóżka.
- Jam, daj mi jeszcze z godzinkę...- mówił sennie
- Ja może bym Ci ją dała, ale nie jestem dyrektorem szkoły. A poza tym jedną godzinę już masz w plecy.
- Co?! Jak to?- wyskoczył z łóżka jak oparzony i zaczął szukać spodni. W końcu złapał pierwsze lepsze.
- Trzeba było nie popijać z sexbombową blondyneczką.- udała, że żartuje, ale nie miała humoru na żarty.
- Przecież to ty jesteś moją sexbombą.
- Ciekawe...- rzuciła mu spodnie- jak na razie, to wydaje mi się,że masz w głowie pstro, bo zakładasz moje spodnie.
Oboje zaczęli się śmiać.

sobota, 22 sierpnia 2015

Drugie szczęście- Rozdział 22

 Rozdział 22

Te drogi się rozchodzą?


- Nie żartuj....- zaczęła Jam.
- I tu mamy problem. Bo ja nie żartuję. Widzę, jak ona się stara, jak jej zależy... Nie mogę udawać, że tego nie widzę...
- Ale nie możesz się ożenić robiąc komuś przysługę! Przecież to jest obowiązek do końca życia!- wstała i podeszła do okna.- żeby się z kimś pobrać trzeba naprawdę go kochać i nie można mieć wątpliwości. Rozumiesz?
- Wiem, wiem, ja to wszystko rozumiem, ale czuję, że to może być dobra decyzja. Z każdym dniem zbliżamy się do siebie coraz bardziej i bardziej, a Liv nie jest już mi wcale obojętna tak jak na początku,... kiedy ty..
- Co ja?
- Kiedy zaczęłaś być z Paul'em... Serio myślałem, że nie dam nikomu szansy, ale moje zdanie się zmieniło i chyba jestem pewien.
- Chyba?- odwróciła się w jego stronę, lecz kiedy znalazła jego spojrzenie, znów szukała za oknem punktu, w który mogłaby wbić wzrok.
- Na pewno. Zdecydowałem i zrobię ten krok dzisiaj. Zabrał pudełeczko z biurka i schował do kieszeni.
- Harry proszę Cię jako prawdziwa kochająca przyjaciółka. Zastanów się jeszcze... Żebyś nie zmarnował sobie życia...- nie usłyszała żadnej odpowiedzi, przez chwilę myślała nawet, że Harry już wyszedł, ale nagle poczuła jak obejmują ją w pasie, mocno przytula lgnąc do jej pleców. Dopiero teraz odpowiedział.
- A ja, jako prawdziwy i kochający(przy tym słowie zrobił pauzę) przyjaciel obiecuję, że jeszcze to rozważę. Jam było dobrze w jego objęciach. Na policzku czuła lekki zarost, a perfumy powalały na kolana. Zamknęła oczy i bez słów rozmarzyła się. W żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć jak to się dzieje, że czuje coś takiego w uściskach innego mężczyzny niż Paul?
Zamarli, ciesząc się chwilą. Wszystko jednak prysło, jak bańka mydlana. Harry odsunął się i zajął swoje miejsce czekając na Jam, której nie tak łatwo było wrócić do biurka. Nie tak łatwo było również wyrwać się z tego pięknego świata, w którym przed chwilą się znalazła. Próbując wyrzucić wszelkie myśli dotyczące Harrego zaczęła rozmowę.
- A mogę chociaż obejrzeć pierścionek?
- Pewnie.- wyjął go, otworzył pudełeczko i postawił przed nią.
Był to pokaźnych rozmiarów srebrny pierścionek(a właściwie to brylant sprawiał te wrażenie). Cudowny pierścionek, ale i pewnie cudownie kosztował.
- No..jak na faceta świetny wybór. Ale musiałeś tak szaleć z tym brylantem? Prawdziwa kobieta byłaby zadowolona ze zwykłego pierścionka-zamknęła oczy- z niebieską cyrkonią, albo różową...hihi no sama nie wiem.
- Widzę odpłynęłaś.-uśmiechnął się.- ale z tymi kolorami to też wymyślasz...
- Haha, daj spokój, cyrkonia to nie brylant, więc można przynajmniej pobawić się kolorami.
- A facet niech lata i załatwia..-żartował-czyli mam dać Paul'owi jakieś wskazówki?
- Ani się waż! Ja nie planuję ślubu, przynajmniej na razie... Kocham go, ale...- na końcu języka miała powiedzieć, że nie czuje czegoś tylko do niego, lecz w porę się opamiętała.
-Ale?
- Nie nic... po prostu nie planuję i tyle.
- No dobra, to będę leciał. A właśnie, mówiłem Ci, że teraz zajmuję się branżą biznesową?
- Nie, nie mówiłeś, to wiele wyjaśnia.
- Co masz na myślisz?
- Chociażby ten brylant, który nosisz w kieszeni.-kiwnęła głową wskazując na wypukłą kieszeń.- Kiedy chcesz jej się..no wiesz?- słowo ,,oświadczyć" jakoś nie przechodziło Jam przez gardło, bo dochodziło do niej, że jej przyjaciel się żeni.
- Spróbuję dzisiaj, myślisz, że się zgodzi?
- Jasne, jeśli będzie dobrą żoną, to będzie też miała najlepszego męża na świecie.
- Myślałem, że to Paul jest najlepszy?-uniósł pytająco brew.
- Nie łap mnie za słówka i zmykaj.- wysłała mu dalekiego całusa
- Jak się uda, to pierwsza zostaniesz zaproszona!- wyszedł.
Jam odprowadziła go jeszcze wzrokiem do samochodu. Nie mogła się nadziwić, że Harry będzie należał do Liv. Zamyślona, nie wpadła nawet na to, żeby zadzwonić do Paul'a, który właśnie przyjmował niespodziewanego gościa.
*********************************************************************************
Diiiing doooon
- Łucja! Jak miło Cię widzieć, proszę wchodź, tylko cichutko, bo mała zasnęła.
- Witaj. Postanowiłam odwiedzić Cię dzisiaj, bo miło jest powspominać stare dobre czasy, no nie? Szczególnie przy butelce dobrego wina?- zza pleców wyciągnęła prezent.
- No jak nie jak tak. Siadaj, zaraz przyniosę kieliszki.
Łucja rozsiadła się w dużym fotelu, stojącym w kącie salonu. Rozejrzała się dookoła i widząc te stare zabytkowe meble(w tym pomieszczeniu Paul postanowił je zostawić na pamiątkę, chociaż zrobił to w taki sposób, że salon był przestronny i nowoczesny) przypomniała sobie lata liceum, kiedy przychodziła ze swoim ówczesnym chłopakiem na obiad babcinej roboty. Nigdy nie mogła narzekać na brak sympatii ze strony rodziny Paul'a. Wręcz przeciwnie, była lubiana, mimo swoich dziwnych na swój sposób rodziców.
Wstała z fotela i przeszła wzdłuż segmentu. Stały na nim jakieś drobne figurki, zdjęcia...właśnie.zdjęcia! Łucja zauważyła zdjęcia, na którym całowała się z Paul'em. Czyli nie zapomniał o niej! Nie możliwym było, żeby po prostu tyle lat nie sprzątał, bo po kurzu nie było śladu. W końcu mężczyzna wszedł do pokoju z tacą, na której stała kawa, cukierniczka, kieliszki i talerzyk ze słodyczami. Pierwsza odezwała się Łucja:
- Czyli nie zastałam Jam? Szkoda, myślałam, że sobie porozmawiamy.(w rzeczywistości wcale nie było jej szkoda. Była zadowolona, że znalazła moment, aby pobyć z nim sam na sam).
- No niestety. Będzie późnym wieczorem. Rozumiesz..wyczerpujący dzień w pracy. Te dzieci tak ostatnio chorują. Dobrze, że Julka się jakoś trzyma.
- I oby tak dalej.-uśmiechnęła się wyszczerzając śnieżnobiałe zęby i trzepocząc na bank sztucznymi rzęsami.- widziałam na regale nasze zdjęcie. Pamiętasz kiedy to było?
- A tak, zapomniałem je schować. Właśnie, dzięki, muszę to zrobić, bo podejrzewam, że Jam nie byłoby miło, gdyby w naszym domu zobaczyła coś takiego.- uśmiechnął się, za to w Łucji buzowały emocje.- Opowiadaj, dlaczego wróciłaś do Polski? Ja wiem, że się widzieliśmy już, ale w sumie dokładnej odpowiedzi to nie dostałem.
- Wróciłam, bo jestem dorosła. Wtedy było inaczej, musiałam wyjechać, bo nakaz był odgórny. Wiesz jaki był i jest mój tata...
- Doskonale wiem, ale przecież wtedy w grę wchodziła również kasa. Zapomniałaś?  Ultimatum taty: albo ja i odcięcie od konta, albo wyjazd za granicę i życie jak w Madrycie.- uśmiechał się. choć trochę sztucznie, bo widać było, że nadal to odczuwa. Aby nie wpaść z emocjami zaczął słodzić kawę.
- Masz rację. To był mój ogromny błąd. Wiesz jak strasznie go żałowałam? Wstyd się przyznać, ale leczyłam się u milionów psychologów, bo nie dawałam sobie rady.
- A wiesz jak ja Cię kochałem?
- Z wzajemnością.- spojrzała mu głęboko w oczy.- wiesz, że sypiesz już piątą łyżeczkę?
- Wiem, tyle słodzę.- odparł trochę zmieszany. Wiadomo było, że tyle nie słodzi, faktycznie się zagapił, zamyślił...wspomnienia wróciły. Nie mógł jednak dać im zawładnąć jego teraźniejszym życiem. Było minęło.- No dobrze, a powiedz, miałaś tam kogoś?
- Miałam jednego chłopaka, ale to nie było to. Nigdy nie poczułam do niego tego co czułam i..
- No?
- I czuję do ciebie.
Paul osłupiał. Właśnie wyznano mu miłość. W dodatku zrobiła to kobieta, która kiedyś, przed wieloma latami wypełniała jego serce, do momentu, gdy go nie złamała.
- Wiesz co? Ja już pójdę. Nie powinnam...przepraszam...- wstała skierowała się ku wyjściu.
- Ale dokąd? Nawet nie otworzyliśmy wina.
- Nie dzisiaj, kiedy indziej, okej?- wstydziła się spojrzeć mu w oczy.(a może zrobiła to  celowo?)
Paul podszedł do niej, złapał ją za ramiona i zaprowadził na to samo miejsce w salonie, co wcześniej.
- A właśnie, że dzisiaj. Powiedzmy, że zapomnę o tym co przed chwilą padło w tym pomieszczeniu i dalej będziemy się dobrze bawić wspominając stare dobre lata. Może być?
- Może- odparła i wstydliwie się uśmiechnęła.(wiedziała, że na niego to działa).
- To co lejemy?- otworzył wino.
- Lejemy.
Rozmowa kleiła się bardzo dobrze, co chwilę przypominały im się nowe przygody. Normalnie, jakby mogli, to nie przestawaliby do końca życia. Wydawało się, że nawet nie spali, a tylko bawili i odkrywali nowe horyzonty. Czas leciał, wino się kończyło a rozmowa ciągle się rozwijała.
- A pamiętasz nasz pierwszy raz?- zapytała Łucja.
- Jak mógłbym zapomnieć? Przecież takich wyczynów się nie zapomina.- śmiali się coraz głośniej, a to mogło skutkować tym, że Julka zaraz się obudzi.
- Ekstremalnych wyczynów. Przecież kto normalny wchodzi na drzewo, żeby się ukryć przed wzrokiem koleżanek i kolegów.
- Kto normalny decyduje się tam na swój pierwszy raz.haha- tylko my.
- Nie narzekaj, przecież to były szerokie i mega wygodne gałęzie. hihihi. Ten alkohol źle na nas wpływa.
- No jasne, tak wygodne, że hej. Cały tydzień chodziłem pościerany...
Nastała cisza. Paul wwiercał się w błękitne spojrzenie Łucji, jakby chciał wniknąć jeszcze głębiej. A ta znów udawała zawstydzoną, jak przed tymi wszystkimi latami, kiedy dopiero co się zakochiwali. Ich twarze z upływem czasu były coraz bliżej, bliżej i bliżej...aż tu nagle, kiedy ich usta dzieliły milimetry, piękną sielankę przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
- Kochanie, wróciłam!- rozległ się głos Jam.
- O matko, to już ósma? O czym my tak namiętnie rozmawialiśmy? Co ten alkohol z nami zrobił?- szeptała Łucja i wstała poprawiając sukienkę, żeby przywitać się z Jam. Paul zrobił to samo, tyle, że on wyszedł do przedpokoju, aby powitać ukochaną namiętnym pocałunkiem.
- A co ty, piłeś?- wyczuła.
- Jest u nas Łucja, przyszła z winem i sobie popiliśmy.- jeszcze raz ją pocałował. Jednak Jam nie za bardzo to było na rękę. Czego na żmija od niej chciała? Czego chciała od niego? No nic, weszła do salonu i nawet nie musiała się z nią witać, bo Łucja pierwsza wyciągnęła rękę.
- Hej, myślałam, że zastanę Was oboje i porozmawiamy, ale musieliśmy radzić sobie bez ciebie.
- No bardzo mi przykro.- Jam ze sztucznym i ironicznym uśmieszkiem przytuliła się do Paul'a. Chciała wywrzeć zazdrość na jego byłej dziewczynie.
- To ja będę już szła. Do zobaczenia, mam nadzieję, że następnym razem już we trójkę.-uśmiechnęła się i zmieszana wyszła. Zanim jednak to zrobiła kątem oka ujrzała jak Paul bierze na ręce swoją partnerkę i niesie ją do dobrze znanego Łucji pokoju-: sypialni.
Jakie myśli krążyły jej po głowie? Wiadomo. ,,Przecież to mogłam być ja...Chwila.. nadal mogę".
******************************************************************************
- Śpisz?- sennym głosem Jam próbowała nawiązać rozmowę z lekko podpitym mężczyzną.
- Jakoś mi nie idzie, a co?
- Nic, tak się zastanawiam, jak spędziliście dzień, bo chyba dobrze?
- Jesteś zazdrosna? Księżniczko ty moja.!- Wtulił się w jej włosy.- Kocham Cię- szepnął jej do ucha- a teraz chodźmy spać.
Żadne z nich nie zasnęło jednak tak szybko jak by chcieli. Jam zastanawiała się jak wykurzyć Łucję, jak wybić Harremu ślub i dlaczego tak dobrze czuła się w jego objęciach. <teoretycznie czysto przyjacielskich, jednak ta sytuacja, była o krok dalej>. Za to Paul myślał o tym, co by było gdyby Jam nie wróciła w porę. Przecież najprawdopodobniej zdradziłby ją, nie mając nawet świadomości przez ten alkohol co robi. Ale Łucji nadal nie wymazał z pamięci...Czyż nie?

wtorek, 4 sierpnia 2015

Drugie szczęście- Rozdział 21

Rozdział 21

To Wy planujecie ślub?



- Dzień doobry!- Jam cała w skowronkach szła w stronę swojego gabinetu, witając się z pielęgniarkami siedzącymi na recepcji. Nigdy nie narzekała na złe kontakty z innymi ludźmi. Wszyscy ją lubili, cenili oraz uważali za bardzo inteligentną i skromną osobę. No poza jednym wyjątkiem za czasów szkolnych, kiedy to Jam zawracała w głowie prawie wszystkim facetom. Oczywiście nie tylko w liceum, ale również na studiach. To był właśnie ten czas, w którym nie mogła znaleźć prawdziwej przyjaciółki. A gdzie tam mowa o przyjaciółkach...nie mogła znaleźć nawet jednej porządnej koleżanki. Wszystkie odwracały się od niej, bo faceci, o których marzyły nie byli nimi zainteresowani. Zawsze tylko Jam i Jam.... A co ona na to? Nic!

sobota, 11 lipca 2015

Drugie szczęście- Rozdział 20

Rozdział 20

Jeszcze się spotkamy...

Dzisiaj krótsza część, ale po takim czasie to chyba każda jest dobra, co? Kochani, życzę Wam miłego czytania, a ja już zabieram się za kolejną część <3


Wieczór minął bardzo miło. Julka zasnęła dosyć wcześnie, a co za tym idzie Paul i Jam mieli więcej czasu dla siebie. 
- Ale się objadłam- wybełkotała przez zaciśnięte zęby Jam.
- No co ty nie powiesz kochanie, zjadłem dwa razy tyle co ty.
- Ale ty masz większy żołądek i w ogóle ten brzusio...- symulowała okrągły, znacznie większy od jej brzuszek.
- Sugerujesz, że mój brzuch jest za duży?- Paul złapał ją i zaczął łaskotać.
- Oczywiście, że tak- próbowała nie krzyczeć, ale łaskotki zawsze doprowadzały ją do

poniedziałek, 4 maja 2015

Drugie szczęście- Rozdział 19

Rozdział 19

Blondi, blondi wszędzie...



- Dzień dobry pani- pierwsza odezwała się dziewczyna.
- A kogo tu przyniosło- odpowiedziała starsza pani z czymś niemiłym w głosie, czymś co nie było do niej podobne.
- Rozumiem, że może mnie panie nie lubić, ale potrzebuję jeszcze tych tulipanów.
- A co tamte zwiędły jak tylko panią zobaczyły?- zaśmiała się.
- Zabawne.- zmrużyła oczy- Nie, nie zwiędły, ale wtedy nie miałam czasu zanieść ich temu chłopakowi, więc tym razem muszę to zrobić, a pachniały przecudownie, więc może...
- 4,50 za sztukę- Gerber nie dała jej dokończyć i udawała, że coś przelicza.
- Słucham? Przecież widzę, że tutaj wisi etykietka 3,50.- Gerber zsunęła okulary na czubek nosa.
- Ach, tak? Zapomniałam zmienić.- szybko wygryzdoliła na pierwszej lepszej kartce: tulipan 4,50 i zamieniła ceny kwiatków.- O już, dzięki młoda damo..- wróciła za ladę.
- Ale o co chodzi? Nie można tak.
- Skoro nie można, to niech jedzie pani do innej kwiaciarni. Mało ich tutaj? Nie będę taka niemiła i podpowiem pani, że najbliższa jest dosłownie 10 ulic stąd.- mina blondynki była bezcenna. Podniosła wargi tak, że odsłoniła zęby i uniosła jedną brew.
- Dobrze, widzę, że chce pani się odgryźć. - Gerber przerwała na chwilę swą czynność.
- Ja? Odgryźć? Nigdy!- zaczęła się śmiać- patrzcie ją! Jeszcze Ci powie, że stara Gerber jest wścibska!- mówiła do siebie.
- Okej, nie brnijmy w to. Poproszę 20 tulipanów.
- Ułożyć w bukiet?
- A z jaką dopłatą?- Tym razem jej mina jakby mówiła: ,,Proszę, tylko nie za drogo!"
- 5 zł
- Za ułożenie? Nie, no pani przechodzi już ludzkie pojęcie... Dobra, niech pani układa i spadam stąd.- Gerber uśmiechnęła się do siebie.
- A jeśli mogę spytać: Jak ma na imię, ten chłopak, któremu kupuje pani kwiaty? Pewnie miłość kwitnie?
- Naprawdę to panią interesuje?
- Nie jestem aż taką zołzą- uśmiechnęła się tym ,,babcinym" uśmieszkiem.- Kobieta odwzajemniła się równie miłym uśmiechem.
- Ma na imię Paul, ale miłości niestety nie ma. Była kiedyś, teraz już za późno.- Gerber wypuściła cały bukiet z rąk. Jak to możliwe? Czyżby tajemnicza Łucja stała tuż przed nią?
- Ojej, pomogę pani.- kucnęła i zabrała się do zbierania.
- Dziękuję. A więc mówisz, że Paul. Bardzo ładne imię, ale dlaczego mówisz, że teraz już za późno?
- Kochaliśmy się w liceum, ale przez moich rodziców nasz kontakt się urwał. Musiałam wyjechać, a gdy wróciłam po tylu latach, Paul mi mówi, że jest już zakochany i nie widzi świata poza tą Jol..., Jem...a nie pamiętam, jak jej tam. 
- Przykro mi.- Gerber udała smutek, ale w głębi duszy czuła zwycięstwo. Łucja udowodniła jej, że Paul naprawdę kocha Jam.
- Mnie również. No nic, kwiaty jednak zaniosę, bo obiecałam, może jakoś uda mi się go odzyskać.
- Nie!- krzyknęła tak, że aż podskoczyła, lecz nagle zniżyła ton i dalej starała się sprawić wrażenie, jakby o niczym nie wiedziała- znaczy, życzę Ci wszystkiego co najlepsze, ale jeśli sam Paul powiedział Ci, że kocha kogoś innego, to nie wypada krzywdzić innej dziewczyny. Nie sądzisz? A jeśli go kochasz, daj mu szansę być szczęśliwym.-
- Może ma pani rację...
- Dziecko, spójrz na mnie, mam już kilka, może nawet kilkadziesiąt lat i wiem dużo o życiu, a przed Tobą jeszcze tyle życia i przygód.- rozmarzyła się, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę.
- Okej, kwiatki gotowe?
- Gotowe. 95 zł.
- Proszę.- zapłaciła- dziękuję za radę, ale coś czuję, że jednak spróbuję. Do widzenia!- wyszła.
Gdy blondynka oddaliła się na bezpieczną odległość Gerber przywróciła cenę kwiatów na 3,50. Po tym jednak złapała za telefon.
- Jam? 
- Tak Pani Gerber, coś się stało?
- Przepraszam, wiem, że już wieczorowa pora, ale mam nowe wiadomości o Łucji. Ona tutaj przyjechała, bo ma nieczyste zamiary. Chce..
- Stop, stop- przerwała jej- Jakiej Łucji? Skąd przyjechała, o co chodzi?
- Jak to? Nie wiesz? Przecież kilka dni temu napisałam Ci kartkę i zostawiłam w przedpokoju na szafeczce... Nie przeczytałaś jej? Ojejku.. Co za świat, jak nie wyślesz sms-a, to nikt nie będzie wiedział nawet jak się nazywa.- westchnęła.
- Nic tam nie widziałam. Ale skoro już jesteśmy przy temacie, to proszę mi to opowiedzieć.
- Jesteś wolna? Czy Paul słyszy?
- Nie, Paul poszedł do sklepu po coś słodkiego dla Julki. To jak to jest z tą Łucją?
- A więc...
Opowiedzenie całej historii zajęło Gerber dobre 15 minut. Nie ominęła również tego jak potraktowała zgrabną blondi w kwiaciarni.
- Żartuje pani?! Nie wierzę. To mówi pani, że Paul nie widzi poza mną świata?- powiedziała z nutą szczęścia w głosie.
- Kochanieńka, nie żartuj sobie, bo jeszcze nie wygrałyśmy. Myślę, że ta jędza będzie próbowała dopiąć swego.
- Myśli pani? Ale, jak?  My?- zaakcentowała ostatnie słowo.
- A co myślałaś, że Cię z tym zostawię?
- Jest pani taka kochana... Moment, coś słyszałam..
- Kochaaaaanie! Jestem!- w tle pojawił się głos Paul'a.
- Wrócił Paul. Gdyby coś nowego było wiadomo, to czekam na telefon.
- Dobra ja zmykam, do usłyszenia Jami! Dobranoc.
- Dobranoc, dobranoc. 
Jem odłożyła telefon, spojrzała w stronę drzwi wejściowych, a tam na samym środku stał Paul z wypchanymi siatkami.
- Co ty okradłeś sklep?- podeszła i przytuliła się.
- Dla moich księżniczek okradłbym nawet sklep.


Dzisiaj taka krótsza część, ale w końcu!!! <3 Postaram się jak najszybciej ogarnąć nową! :)

środa, 28 stycznia 2015

Niedługo wracam!!

Muszę w końcu usprawiedliwić moją nieobecność i brak postów. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i cierpliwie poczekacie na ciąg dalszy!! :)

POWÓD NIEOBECNOŚCI: SZKOŁA----> @

:*