Co robić?
UWAGA! Ostrzegam przed dość długim wpisem! Ale w moim przekonaniu naprawdę warto przeczytać! Sami oceńcie!
- Wstawaj człowieku!- wołała Jam ściągając kołdrę z łóżka.
- Jam, daj mi jeszcze z godzinkę...- mówił sennie
- Ja może bym Ci ją dała, ale nie jestem dyrektorem szkoły. A poza tym jedną godzinę już masz w plecy.
- Co?! Jak to?- wyskoczył z łóżka jak oparzony i zaczął szukać spodni. W końcu złapał pierwsze lepsze.
- Trzeba było nie popijać z sexbombową blondyneczką.- udała, że żartuje, ale nie miała humoru na żarty.
- Przecież to ty jesteś moją sexbombą.
- Ciekawe...- rzuciła mu spodnie- jak na razie, to wydaje mi się,że masz w głowie pstro, bo zakładasz moje spodnie.
Oboje zaczęli się śmiać.
Dzień mijał jak każdy inny. Jam siedziała w przychodni witając kolejnych przesłodkich pacjentów,
Mimo ciągle powtarzającego się rytuału, nigdy nie pomyślała o tym co robi, jak o czymś bezsensownym i nudnym. Nawet kiedy miała gorszy dzień, nie pokazała tego po sobie. Bo czemu są tutaj winne dzieci, czy ich rodzice? Zdarzyła się kiedyś sytuacja, kiedy Jam tuż po dyżurze(była wtedy jeszcze na stażu) wpadła do domu i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ordynator okrzyczał ją za zbyt wolno wykonywaną pracę. Pech chciał, że akurat odwiedził ją Harry, więc miała na kim się wyżyć. Chłopakowi się oberwało, ale przyjął to na klatę, jak prawdziwy facet.
Pamiętny dzień kiedy Jam zawitała w nowym mieście. Żadnych znajomych, a tym bardziej żadnej rodziny. Najpierw pojawił się problem z zakwaterowaniem, bo nikt nie wiedział, gdzie jest ul. Beżowa. Chodziła i pytała dobrą godzinę, po czym okazało się, że w tym mieście, nie ma ulicy Beżowej. Oczywiście na początku Jam była przerażona, bo w końcu gdzie kupiła dom? Nie mógł być to dom widmo. W tym momencie natknęła się na Harrego.
- Przepraszam, czy mógłby pan mi pomóc?
- Pewnie, jaki problem?
- Bo widzi pan...-nie wiedziała jak zacząć. Czy rzucić prosto z mostu, że nie wie, gdzie kupiła dom?- szukam pewnej ulicy. O tutaj, mam na karteczce, proszę spojrzeć.- Podała mu kawałek dość mocno już pogniecionej kartki zeszytowej.
- Ulica Bezowa?- Już wyciągnął rękę, aby wskazać kierunek, ale Jam odezwała się, zanim coś powiedział.
- BeZowa?- zapytała z pełnym zdziwieniem, kładąc mocny akcent na literę zet.
- Owszem, tak tu jest napisane. Coś nie tak?
- Nie, owszem, wszystko w porządku.- Udała, że właśnie o tę ulicę jej chodziło. Ale w tej samej chwili myślała, że wybuchnie takim śmiechem, że zanim się tutaj zaklimatyzuje, już będzie uważana za dziwaka. Bo niby tak wykształcona kobieta, a nie potrafi czytać? Spróbowała się jednak opanować i kontynuowała rozmowę.- Czyli dokąd mam się udać?
- W sumie to idę w tym samym kierunku, więc możemy pójść razem.
- Ratuje pan mi życie. Dziękuję.
- Ale proszę nie pan. Z tego co widzę, możemy być w podobnym wieku.- Uśmiechnął się- Jestem Harry.
- Jam.- Podała rękę pierwszemu nowo poznanemu człowiekowi w tym małym miasteczku.
- Zabiorę Ci te walizki, bo wyglądasz na zmęczoną.
- Dzięki wielkie.- Otarła pot z czoła i ruszyła szybkim krokiem za mężczyzną.
*****************************
Drrrrryn.........
Drrrrrrryyyyyyyn.....
.....
Telefon Jam długo dawał o sobie znać. Leżał samotnie na biurku i czekał, aż ktoś łaskawie go podniesie. Ale nic takiego się ie stało. Dziewczyna skończyła dyżur i zdejmując fartuszek, odłożyła komórkę na biurko. Ostatecznie zapomniała jej i poszła do domu. Ale to nie był problem, w końcu nie potrzebowała tego urządzenia 24/dobę. Owszem uważała, że to bardzo przydatne, ale nie najważniejsze rzeczy w jej życiu. Gdyby miała wybrać się na bezludną wyspę i mogła zabrać tylko jedną rzecz, która nigdy by jej się nie skończyła, to zapewne byłby to jakiś kosmetyk. Dziewczyna naprawdę lubiła podkreślać swoją urodę. Potrafiła robić to bardzo subtelnie i delikatnie, przez co czasem nawet nie było widać, że nałożyła szminkę, czy jakąś kredkę do oczu.
Droga do domu była coraz krótsza. Zostało jeszcze kilka uliczek. Spacer sprawiał czystą przyjemność, szczególnie w taką piękną pogodę.
W pewnym momencie Jam usłyszała klakson samochodu, który jakoś dziwnie wydawał jej się nadzwyczaj znajomy. Tak, to dziwne, jak klakson może być znajomy, ale Jam miała szczególny talent do zapamiętywania dźwięków. Była pewna, że skądś ten dźwięk zna. Nie myliła się, bo głos, który krzyknął był już zdecydowanie jej znany. To Harry.
- Ej, dziewczyno! Nie mogłabyś łaskawie poczekać na zielone światło?!- słychać było jego złość, którą i tak próbował tłumić, aby nie być aroganckim.
Jam odwróciła się i rzuciła:
- A co? Jestem daltonistką!- roześmiała się na całe gardło.
- Jam?!- Ja Ci zaraz dam daltonistkę. Wsiadaj szybko, mamy do pogadania.
- No nie wiem...-wahała się- Dość późno już jest i chciałam być już w domu.
- No wsiadaj szybko, bo nie mogę tak stać na ulicy. Przecież Cię nie porwę!- Wyszczerzył zęby w clownowatym uśmieszku. Jam podbiegła do auta niczym puma i w ułamku sekundy siedziała na fotelu.
- Laska, dzwonię do Ciebie już z 50-ąty raz. Co z Tobą?
- Serio? Poczekaj, może wyciszyłam.- Sięgnęła do kieszeni i zorientowała się, że nie ma przy sobie komórki.- Oj, musiałam go zostawić w pracy, przepraszam.
- Jak dobrze, że los chciał, że na siebie wpadliśmy. Wiesz gdzie właśnie jechałem?
- Gdzie?- spytała zupełnie nieświadoma odpowiedzi.
- Oświadczyć się Liv. Wczoraj jeszcze musiałem to do końca przemyśleć, ale zdecydowałem się, że to już czas. Z jednej strony muszę założyć rodzinę, no nie?- musnął dłonią czubek jej nosa.
Jam słuchała wszystkiego z czymś ciężkim w gardle. Nie wiedziała, czy znów ma go zatrzymywać, czy dać mu w końcu otwartą drogę na świat. Przecież nie może być taką egoistką, żeby z jednym mężczyzną być, a drugiego trzymać blisko siebie.
- Halo? Wyłączyłaś się?- wybudził ją z zamyśleń męski głos.
- Czyli mówisz, że jesteś pewien? A..- nie dokończyła, ale miała ochotę powiedzieć mu, że coś chyba jest z nią nie tak, bo odkąd dowiedziała się o uczuciach chłopaka, jeszcze częściej o nim myślała.
- A co?
- Nie....nic.
- Tylko co ja mam jej powiedzieć?- pogrubił głos jakby był jakimś szlachcicem- Droga Liv, czy zechce panienka zostać moją żoną?
- Nie szalej. Wystarczy: wyjdź za mnie.- mówiła z całkowitą obojętnością w głosie. Wpatrywała się w drogę z takim skupieniem, że można by się nieźle pośmiać.
- O kurczę, objazd. Musimy przejechać przez lasek naokoło. Zbawi Cię dodatkowe 15 minut?
- Spodziewa się?- zapytała, jakby nie słysząc, że sama otrzymała pytanie.
- Kto Paul?- zaczął się śmiać.- nie mam pojęcia, czy spodziewa się, że będziesz chwilę później.- skręcił w boczną uliczkę.
- Pytam o Liv.
- Nie, chyba nie. Dotąd byłem dla niej dość oschły. Nie chciałem za bardzo, żeby się do mnie zbliżyła.
- Więc nie wszystko stracone?- wypaliła bezmyślnie. Szybko szukała w pętliku myśli jakiejś sensownej wymówki.
- Nie wszystko co?- Z osłupienia przestał patrzeć na drogę, ale z największym zainteresowaniem przyglądał się swojej przyjaciółce.
- Patrz na ulicę, bo nie chcę umrzeć- skarciła go- Chodzi mi o to, że wiem, że jej nie kochasz. Nie chcę, żebyś żałował za rok, dwa, a może nawet za miesiąc...
- Czekaj. Czegoś tutaj nie rozumiem. Jesteś moją przyjaciółką, więc dobra, możesz się martwić, ale ja ją chyba kocham.- te ostatnie słowa mówił zdecydowanie ciszej, jakby sam nie chciał słyszeć tego co powiedział.
- Nie kochasz!- krzyknęła tak głośno, że przekrzyczała Adele, śpiewającą w radiu.
Harry był potężnie zaskoczony. Poczuł, jak jego serce rozrywa się na milion kawałków. Cierpiał w środku. Dlaczego Jam tak się zachowuje, a kiedy sam próbował się do niej zbliżyć, ta odrzucała go? Przycisnął mocniej gaz, chociaż nie czuł, że to robi.
- Kocham!- krzyknął jeszcze głośniej.
- Wcale, że nie!
- Mam Ci to udowodnić? Właśnie jadę to zrobić!
- Zatrzymaj się!- Temperatura w samochodzie była już tak wysoka, że trzeba było ją obniżyć. A prędkość ciągle rosła..
- Nie! Zaraz zobaczysz, czy żartuję...
- Zatrzymaj się! Wysiadam!- Naprawdę chciała to zrobić. Co z tego, że była w lesie i że nigdy jeszcze nie widziała tego miejsca. Musiała wysiąść. Zrozumiała, że ten ciężar w gardle, to uczucie. Uczucie, którym darzyła Harrego. Nie mogła pozwolić mu ożenić się z Liv. Facet, któremu tyle zawdzięcza...
Ale Harry nie reagował. Dlatego to dziewczyna próbowała przejąć inicjatywę i złapała za kierownicę. Samochód zrobił 180 stopni i zatrzymał się, po tym jak Harry w porę nacisnął hamulec. Całe szczęście zrobiła to akurat w miejscu, gdzie nie było drzew, ale piękna kwiecista łąka łącząca kolejne ich pasma.
- Co ty robisz?! Nic Ci nie jest? - atmosfera cały czas była gęsta, a głosy nie schodziły z tonu.
- Prosiłam żebyś się zatrzymał! Wysiadam! A ty jedź sobie do tej ukochanej i powiedz jej, że chcesz się z nią ożenić i mieć gromadkę dzieci.
- No ty już jedno masz, więc jesteś do tego bliżej!- Od razu po tych słowach pożałował, że je wypowiedział. Jam spojrzała tylko z miną gotową do płaczu i wyszła z auta trzaskając drzwiami.
Chłopak natychmiast ruszył, a ona usiadła pod pierwszym drzewem, które spotkała biegnąc wzdłuż drogi. Oparła się o nie i wybuchła płaczem. Sama nie wiedziała, co się dzieje. Jak to? Traci przyjaciela....a może....prawdziwą miłość?
W domu czekał na nią Paul, a ona siedzi teraz w lesie i płacze za innym. Doszło do niej, kogo naprawdę kocha. Ale wszystko było już stracone. Harry będzie miał niedługo żonę, a ona będzie musiała na to patrzeć. Z tych rozmyśleń wybił ją warkot silnika. Pomyślała, że złapie jakiegoś stopa i wróci do domu, ale gdy podniosła głowę okazało się że to Harry wraca na wstecznym. Najpierw zaśmiała się, ale potem znów zaczęła płakać. Zatrzymał się tuż przed nią i wysiadł, po czym stanął naprzeciwko niej. Nie podniosła na niego głowy. Nie odezwała się. Siedziała z podkurczonymi nogami i wpatrywała się w ziemię ciągle płacząc, ale już bez krzyków.
Harry usiadł obok i otoczył ramieniem. Nie musiał długo czekać, żeby dziewczyna wtuliła się w jego pierś. Odezwał się pierwszy składając pocałunek w jej włosach.
- Przepraszam. Nie powinienem mówić takiej rzeczy. Wiem, że kochasz Paul'a i Julkę. Przepraszam.
Przez chwilę trwała cisza, ale i Jam się odezwała.
- Ja też przepraszam. Jestem głupia, że w ogóle zaczęłam krzyczeć. Skoro mówisz, że kochasz Liv, to kochasz. Myślałam, że się oszukujesz, ale wiesz, że chcę twojego szczęścia.
- Wiem- ponownie złożył długi pocałunek, ale tym razem w czoło.
Siedzieli tak bardzo długo. Jam w objęciach Harrego rozmyślała. Wróciła myślami do momentu, kiedy Harry pierwszy raz prowadził ją do jej własnego domu. Oboje wtedy się śmiali, chociaż dziewczyna nie przyznała mu się, że od godziny szukała ulicy, o której nikt nigdy nie słyszał, której nigdy nie było. Harry niosąc walizki potknął się i omal się nie przewrócił, kiedy Jam zawołała:
- Jak ty chodzisz?- cały czas się śmiała, po czym też potknęła się o ten sam wystający z ziemi kamień. Różnica tkwi w tym, że ona się przewróciła i przez tydzień nie mogła nosić sukienek, bo miała pościerane kolana. Oczywiście kiedy dotarli do jej ,,domu'', a właściwie do jej ruiny chłopak opatrzył każde zadrapanie. Dlaczego ruiny? Bo mądra Jam nie przyjechała obejrzeć posiadłości, którą kupiła, a wręcz przeciwnie- wystarczyły jej zdjęcia. Cały dom poszedł do remontu, a Jam wprowadziła się do mieszkania Harrego. Początkowo nie chciała się zgodzić, ale co miała począć? Zamieszkać pod mostem? Nie, to by się nie udało, bo w tym miasteczku nie było nawet mostu. Dlatego przystała na propozycję. Po jakimś czasie przeniosła się do siebie, a Harry zamieszkał w domu po jego siostrze, która wyprowadziła się za granicę. I tak każde żyło oddzielnie, ale jakby razem, bo nie było dnia, żeby się nie widzieli.
Z tego pięknego, ale już dawnego świata wyrwał ją chłopak.
- Czemu się uśmiechnęłaś?
- Ja?- szepnęła. Widocznie te obrazy były tak piękne, że nawet nie wiedziała kiedy, a przez jej twarz przemknął uśmieszek.
- Yhy
- Sama nie wiem. Przypomniałam sobie ten moment jak się poznaliśmy...i...kiedy się wywróciłam...- teraz już nie powstrzymała śmiechu. Jeszcze bardziej ukryła śmiejącą się już twarz w torsie mężczyzny. I on się uśmiechnął.
- Pamiętam. jak dziś... Możesz mi coś powiedzieć?
- No?
- Czemu byłaś tak zdziwiona jak powiedziałem nazwę tej ulicy?
- Byłam zdziwiona?- udała, że nie wie o co chodzi.
- Miałaś tak ogromne oczy, że nigdy bym nie pomyślał, że mogą być jeszcze większe.- zaśmiała się- a poza tym..- ciągnął dalej- zauważyłem, że coś Cię potem rozśmieszyło, ale dałaś radę się powstrzymać..
- Dobra powiem Ci. Zanim Cię spotkałam, to od godziny szukałam ulicy, której nie ma i nie było w naszym mieście. Źle przeczytałam kartkę i robiłam z siebie idiotkę.
- Wiedziałem, że coś było nie tak, po prostu wiedziałem.- Przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej, ale po chwili odsunął tak, żeby mogli na siebie spojrzeć. Jam nie wyglądała jak wcześniej. Miała potargane włosy, rozmazany tusz na całych policzkach.
Chłopak wyciągnął z kieszeni chusteczki i zaczął wycierać jej twarz. Wycierał łzy, ale ciągle wypływały nowe.
- Jesteś jeszcze na mnie zła?
Nie odpowiedziała, tylko pokiwała przecząco głową. Wzięła nową chusteczkę i osuszyła do końca twarz. Kiedy Harry oparł się o drzewo(swoją drogą bardzo grube drzewo) ponownie poczuł wtulającą się dziewczynę. Nie zastanawiał się nad tym dlaczego tak się dzieje, przecież są przyjaciółmi, po dość ostrej kłótni. Takie miał wytłumaczenie.
- Wiesz co?- zaczął. Nic więcej jednak nie powiedział, bo do jego ust przylgnęły usta Jam. Nie wytrzymała. Nie potrafiła dłużej siedzieć i czuć narastających motylków w brzuchu. To było zbyt potężne.
Odsunęła twarz na bezpieczną odległość, aby móc spojrzeć w najpiękniejsze oczy na świecie. Nie dała rady, bo mężczyzna w mgnieniu oka uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek. Oboje stracili nad sobą kontrolę. Jam poddawała się pieszczotom, za to jej ukochany bez słów namiętnie całował .
Nie potrzebowali słów. Wystarczył śpiew ptaków, które jakby dopingowały zakochanym, leżącym w trawie...
POPRAWKI BĘDĄ WPROWADZONE! CHCIAŁAM POCIĄGNĄĆ TO DALEJ! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz