Rozdział 18
Czas opuścić dom
Po niecałych dziesięciu minutach cała trójka była w domu Jam.
- Nie no ty to jesteś kierowca.- Anna udawała, że nie może utrzymać równowagi.- myślałam, że w końcu mnie gdzieś zgubisz.- spojrzała na siedzących obok siebie Jam i Harrego, którzy wyraźnie nie mogli wytrzymać ze śmiechu.- No co się śmiejecie? Następny razem ja prowadzę.!
- Jak ty siostrzyczko poprowadzisz, to ja nie wiem ile czasu będziemy jechali.- znów napad śmiechu.
- Ty nie bądź taka mądra, bo zaraz powiem mojemu nowemu koledze, jak to kiedyś wpadłaś do rowu...- śmiech nie pozwalał jej dokończyć, a Harry zwrócił wzrok na wyraźnie spoważniałą Jam.- Jak, jak..haha, jak wpadłaś do rowu rowerem.
- Nawet nie próbuj!- rzuciła w nią poduszką.
- Okej, ale następnym razem ja prowadzę?
- Stoi. Tylko zamknij dziób.
- Ej, ej- wtrącił się męski głos- a może ja chcę tego posłuchać?
- Nie chcesz!
- Chcę!
- Nie chcesz!- sprzeczaliby się tak w nieskończoność, gdyby nie Ann.
- Przepraszam, a może ja zadecyduję? Otóż uważam, że Harry....tum-tu-du-duuuuum-podśmiewała- chce to usłyszeć!- przybili sobie piątkę.
- Daj spokój Anka, to było dawno i nieprawda, chcesz żebym ze wstydu zaczęła się rumienić?
- Z rumieńcami Ci to twarzy.- znów się wtrącił.
- Okej, wygraliście, dwóch na jedną. Nawet ty Ann/...? To może ja pójdę wstawić wodę na kawę, a wy się ze mnie śmiejcie.
Od razu, gdy Jam wyszła z pokoju, Ann rozpoczęła historię.
- Kiedyś, jak miałyśmy coś po 17 lat, znaczy Jam miała 17, a ja 19, mama wysłała nas do sklepu. Oczywiście żadnej się nie chciało, a rower był tylko jeden, tak więc stwierdziłyśmy, że pojedziemy obie. Ja miałam prowadzić, a Jam siedziała na ramie, bo nie było siodełka. Tego dnia był straszny wiatr, sama ledwo dawałam radę, żeby utrzymać równowagę. Do sklepu dojechałyśmy bez problemu, mimo, że jechałyśmy bardzo wolno, dlatego teraz się śmieje, że prowadzę w zółwim tempie.- zaśmiała się- Ale nie o to chodzi. W drodze powrotnej wymyśliła sobie, że będzie prowadzić, a ja pojadę na ramie. Nie chciałam się zgodzić, bo wiedziałam, że jest ciężko, i skoro ja miałam problemy to, to taka drobinka jak ona też je będzie miała. Ale czego się nie robi dla siostry... Zamieniłyśmy się miejscami. Jam na siodełku pedałowała, a ja na ramie.- Harry już zaczął się śmiać.
- Wyobrażam sobie jak to wyglądało.
- Żebyś jeszcze to zobaczył...budziła w nim ciekawość.- Na czym to ja skończyłam? A tak, wracałyśmy do domu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ostatni zakręt przed domem. Chciałyśmy skręcić w lewo, wiatr nam nie pozwalał, ale Jam używała wszystkich sił, żeby zwrócić kierownicę w wybranym kierunku. W końcu udało się, ale w tym momencie obok przejechał ogromny tir, a wiatr buchnął ze wzmożoną siłą. Kierownica jeszcze bardziej skręciła w lewo. Byłam tak zestresowana, że udało mi się wyślizgnąć z tej ramy. Pomijając fakt, że zdarłam sobie plecy, to wszystko było ze mną w porządku.- śmiała się- Ale Jam...
- Wjechała do rowu?- dokończył za nią Harry .
- Dokładnie! I to jeszcze rowu, w którym były kolce!- Trzymaj mnie, bo ja się nigdy nie przestanę śmiać.
- Genialne! Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby to zobaczyć.
- Ile?- krzyknęła z kuchni Jam.
- Ile byś chciała!
- Okej, to ja się zastanowię ile chcę,a wy chodźcie do kuchni na kawę!
- To niezłą miałaś przygodę..- mówił, mieszając napój.
- Ty nigdy nie miałeś przygód?
- Miałem, ale aż tak interesujące.- ugryzł ciastko.
- Tak? Opowiedz coś- nalegała Ann.
- Nie wiem..., może to jak kiedyś miałem iść do szkoły, ale nie za bardzo mi się chciało, więc rzuciłem się do kałuży. Wróciłem do domu i powiedziałem mamie, że potknąłem się i wpadłem, no i nie zdążę do szkoły. Więc tego dnia był luzik.
- Nie wierzę- Ann zrobiła się poważna i wytężyła oczy, tak, że ledwo jej nie wypadły.
- Mówiłem, że to nie jest śmieszne.
- Nie, nie o to chodzi.
- A o co?
- Jam jak była młodsza zrobiła dokładnie to samo! Czy wy się nie zmówiliście? Może jakaś telepatia?..- spojrzała na sufit i zamyśliła się.
- Niesamowite. Może żadna telepatia, a przeznaczenie?- szepnął Ann na ucho.
- Co tam szepczecie?
- Nic kochana, tylko, że: JEST JUŻ PÓŹNO!- wyskoczyła zza stołu i pospiesznie ubierała płaszcz.
- Spokojnie, która jest?
- Po czwartej, a ja Zosię muszę o wpół do piątej odebrać.
- Przyjedziesz z nią do nas?
- Nie, wiesz co będę jechała do siebie, bo jeszcze akta na jutro muszę przygotować.
- Szkoda... Dziękuję za odwiedziny, mam nadzieję, że częściej będę miała takie niespodzianki. A właśnie, zastanów się nad propozycją mieszkania u mnie. Będziesz mogła sprzedać te swoje mieszkanie i żyć w porządnym domu.
- Nie przesadzaj, nie przesadzaj- próbowała uciec od tematu.
- Obiecaj, że się zastanowisz.
- Dobrze, ale nie obiecuję, że się zgodzę.- szły w stronę wyjścia.
- A, właśnie, zapomniałabym. Bobik!
- Racja, spakowałaś go?
- Chwilka, zaraz polecę do łazienki.
- Bobik!-wołała Ann. Już po chwili pojawił się u jej stóp. Kobieta podniosła go.- To co jedziemy do domu.
Jam wróciła z łazienki.
- Proszę, tutaj jest wszystko co miałam, gdyby w razie coś jeszcze było to Ci podwiozę.
- Jak? Nie kupiłaś jeszcze samochodu.- zaśmiała się Ann.
- A no prawda.. Ale mam Paul'a, albo Harrego.
- Wolę Harrego, przyjedźcie do mnie kiedyś razem.
- Nawet nie znasz Paul'a, jak możesz mówić kogo wolisz?
- Dobra, zostawmy temat, czekam na was.
Pożegnały się. Jam przytuliła psa: ,,Bądź grzeczny"- dorzuciła.
- Nie pożegnałam się z Harrym! Harry!- krzyczała- do zobaczenia!
- Do zobaczenia! Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!
- Czy on Ci wpadł w oko?- pytała Jam.
- Żartujesz? Słońce, on jest Twój. Paaaa.- wyszła.
Jam wróciła do kuchni.
- Fajną masz tą siostrę.
- Wiem, wiem. Kochana jest,
- Naprawdę chcesz oddać jej dom?
- Chcę, mówiłeś, że nie powinnam się go pozbywać, więc co w rodzinie, to w rodzinie, co nie?
- Myślę, że to świetny pomysł. Świetna siocha na miejscu, a no i równa babka z niej.
- Oj, wyczuwam, że Liv nie ma z nią szans?- zadała prowokujące pytanie.
- Nie żartuj maleńka. Liv to Liv, ty to ty, a Ann to Ann.- Odpowiedział, ale Jam w ogóle nie wiedziała, o co mu chodziło.
- A z tą kałużą, to serio też się w nią rzuciłaś, żeby nie iść do szkoły?
- No, nie mogę uwierzyć, że ty też...- spojrzeli na siebie.- chcesz jeszcze kawy?- zmieniła temat, myśląc, że ten wzrok sprawi, iż się rozpłynie.
- Nie dziękuję. Ja już będę zmykał. Może zdążę jeszcze coś zrobić.- obdarzył Jam buziakiem i wyszedł.
- Do zobaczenia!
Została sama, jednak była szczęśliwa, bo czy można sobie wymarzyć lepszy dzień niż ten, który przeżyła? Jasne, że nie, więc jak tu nie być zadowolonym? Czas leciał i leciał. Zanim Jam posprzątała po gościach już była 18. Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Hej kochanie, jak idzie pakowanie?- Paul wszedł i uścisnął ukochaną.
- Cześć, a wiesz, że nawet nieźle? Spakowałam już wszystko, co potrzebuję, a reszta zostaje, może przyda się Annie.
- Jak to? Zostawiasz jej dom?
- Tak, chociaż ona nie chce się zgodzić, ale będzie musiała. Jak Ci minął dzień?
- Dobrze. Zaczęła się przerwa świąteczna, więc możemy rozpocząć cały zakupowy i przeprowadzkowy szał.- przytulił ją jeszcze mocniej.- to co, ja zacznę nosić kartony do samochodu.- puścił ją i podniósł pierwszy karton.
- Czekaj, pomogę Ci.
- Żartujesz? Siadaj i czekaj aż skończę.- Wskazał jej fotel, okryty folią.
- Zawsze już będziesz taki dominujący?- uśmiechnęła się.
- Skoro Ci się podoba...- w tym momencie zrobił unik. Gdyby nie to, dostałby w głowę jakimś nieokreślonym przedmiotem.
W końcu wszystko zostało przewiezione do nowego mieszkania. Jam zamknęła drzwi na klucz i stanęła przed budynkiem.
- Piękny dom. Mam nadzieję, że posłuży komuś innemu.- wsiadła do samochodu.
Tymczasem do pani Gerber znowu przyszła niemiła blondynka.
Wybacz, że komentuję tak późno, ale ostatnio miał urwanie głowi, a o przyjemnościach nawet nie miałam czasu pomarzyc, ale juz jestem i nadrobiłam zaległości. Rozdział mi się podobał był taki beztroski i spokojny.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Harry i Jam wpadli celowo do kałuży, żeby nie pójść do szkoły, to już musi być przeznaczenie.
No i nastał dzień przeprowadzki, nie wiem czemu, ale ona chyba jakoś tak wcale się nie cieszy, mam wrażenie, że wolałaby żeby mężczyzną z którym ma zamieszkać był Harry a nie Paul.
Ostatnie zdanie trochę mnie zaniepokoiło, kim jest ta blondynka?
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
Tak dawno cię nie było, że zaczynam się martwić, daj jakiś znak życia, obojętnie jaki, może być zwyczajna kropka, tylko żebym wiedziala, że żyjesz i że nie porwali cię kosmici:)
UsuńA tak poważnie to mam nadziję, ze nie zrezygnowałaś z pisania?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń