Rozdział 4
Przypadek
Noc była piękna. Zero wiatru, a temperatura powyżej 20 stopni. Dom Jam położony był niedaleko głównej ulicy, gdzie w dzień bardzo często słychać przejeżdżające auta. Nocą jednak, to miejsce stawało się ciche i spokojne, jak żadne inne. Mimo, że Rennes było dość małym miastem(liczyło około 50 000. mieszkańców) to ludzie znali się przynajmniej z widzenia. Oczywiście, było też i tak, że ktoś kogoś nie znał. W końcu to 50 000 ludzi. Miasto na ogół było spokojne. Jeszcze nie zdarzyło się, aby doszło do jakiegoś poważniejszego przestępstwa, chociaż jak wszędzie drobne, albo trochę większe występki też się zdarzały. Policja była na straży 24/24.
Kiedy coś było nie tak, już była na miejscu. Nocą nie trzeba było się niczego bać, gdyż każdy mieszkaniec tego miasta czuł się bezpiecznie. Jam potrafiła zostawiać na noc otwarte okno balkonowe, aby przyjemniej się spało. Jako lekarz, wiedziała, że lepsze dla mózgu jest spanie w pełnym dostępie do tlenu. Noc w mieście była wspaniała. Przynajmniej w miejscu, gdzie mieszkała Jam. Przejrzyste niebo ozdobione świecącymi gwiazdami i pięknym księżycem dodawało uroku nocy. Jak to zawsze bywa, noc musi w końcu ustąpić dniu. Słońce wychodzi zza horyzontu i budzi ludzi do pracy. Nie tylko słońce budzi ludzi, są jeszcze koguty. Tak, ale gdzie tu w mieście koguty... Mimo iż na zewnątrz powoli zaczynało świtać, Jam dalej słodko spała. Śniło jej się, że jest na bezludnej wyspie, i musi przetrwać tam kilka tygodni. Ze snu wyrwał ją jednak straszny dźwięk dzwonka do drzwi. Jam otworzyła oczy i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek po czym wyskoczyła z łóżka jak oparzona. Tak, była już 7.05. Do drzwi na pewno dzwoni jej siostra, z którą umówiła się, że na jeden dzień zaopiekuje się jej córką. Pędem pobiegła do drzwi.
- Hej siostrzyczka, przepraszam, że tak długo.Dopiero wstałam- tłumaczyła się Jam.
- Hej, hej, nic nie szkodzi, chociaż stoimy tutaj już jakieś 10 min. - zaśmiała się Anna- tak nazywała się siostra młodej lekarki.
Anna była adwokatem. Wyszła za mąż 4 lata temu. Była szczęśliwą kobietą do momentu, kiedy nie została zdradzona. Rok po ślubie, kiedy Anna zaszła w ciążę, jej mąż zdradził ją ze swoją pracownicą. Siostra Jam oczywiście była pewna, że jej małżeństwo nie ma szans na przetrwanie. Nie dała szansy mężowi, i zadeklarowała, że zostanie samotną matką. I tak właśnie żyje od trzech lat. Co prawda poznaje co jakiś czas ciekawych facetów, jednak jak sama mówi: ,,Nie ufa facetom, i żaden do szczęścia nie jest jej potrzebny. I dlatego właśnie Ann podrzucała córkę swojej siostrze, kiedy tylko była w trudnej sytuacji. Najczęściej wynajmowała opiekunkę, albo zabierała Zosię do pracy i tam bawiła się w jej biurze.
- Dobra, to ja będę leciała żeby się nie spóźnić. Będę około 16.00 . Do zobaczenia, i strasznie Ci dziękuję za pomoc.- Zakończyła rozmowę Ann i pobiegła czym prędzej do samochodu.
Zosia od razu ,,zaatakowała" Bobika. Wykorzystując ten moment Jam posprzątała trochę w domu i przyrządziła małej coś do jedzenia. Dzisiaj był piątek, więc chwila moment i będzie weekend. W piątki dziewczyna chodzi do pracy dopiero na godzinę 14.00. W takim razie jest jeszcze trochę czasu. O 9.00 trzeba było wyjść z psem. Malutka złapała za rękę swoją ciocię, a w drugiej rączce ściskała smycz, na której końcu grzecznie szedł Bobik. Pogoda jak na tę godzinę była już bardzo ładna. Słoneczko w pełni się pokazało. W parku rozbrzmiewał śpiew ptaków, a Zosia była przeszczęśliwa, że może bawić się z pieskiem na świeżym powietrzu. Po jakiejś godzinie cała ,,rodzina" wróciła do domu. Jam znowu wróciła do sprzątania, bo rano zdążyła tylko ogarnąć te wszystkie rzeczy. Odkurzyła, powycierała kurze, no i jak to ciocia, ciągle pytała małą, czy nie chce jej się jeść albo pić. Nawet jeśli Zosia mówiła, że nie, to ta biegała za nią a to z buteleczką, a to z jogurcikiem, czy zupką. Tą małą po prostu trzeba było kochać. Mimo, że wchodziła, gdzie popadło, to i tak niczego to nie zmieniało. W końcu Jam już nie wiedziała jak może urozmaicić czas malutkiej. Bawiła się z nią zabawkami, które Zosia przywiozła ze sobą, była z nią na spacerze, ale co teraz? Wyglądając przez okno spojrzała na plac zabaw, stojący nieopodal jej domu. -Czemu by nie skorzystać..- pomyślała. W taką pogodę zawsze są chęci na spędzenie trochę czasu na świeżym powietrzu. Jam spojrzała na zegarek, żeby sprawdzić jak długą mogą być na placu zabaw. Dochodziła 12.00. Tak więc Jam postanowiła, że zabierze małą na plac, a potem od razu pójdą do przychodni.
Takim oto sposobem, po piętnastu minutach dziewczyny dotarły do celu. Zosia od razu pomknęła na jedną z huśtawek. O dziwo, sama potrafiła się rozhuśtać, tak więc Jam mogła spokojnie posiedzieć na ławce obok Zosi. Zabrała ze sobą swoją ulubioną książkę o miłości. To było jej hobby. Sama nie miała chłopaka, więc czytała cudowne, przerysowane historie. Oczywiście miała świadomość tego, że to tylko książka, a życie jest całkiem inne, jednak mimo tego bardzo to lubiła. Ta książka akurat była o pewnej dziewczynie, która pracowała w sklepie. Pewnego dnia klient poprosił o pomoc w wyborze jakiegoś towaru. I tak to się zaczęło. Oczywiście, na ich drodze pojawiły się problemy. Okazało się, że mężczyzna nie był do końca szczery i ukrywał bardzo ważne informacje, które mogły wszystko zmienić. Jam czytała, czytała, czytała.. aż w końcu... ktoś od tyłu zasłonił jej oczy.
- Zgadnij kim jestem- usłyszała męski głos
- Na pewno mężczyzną..- zaśmiała się
- Ciepło.. a może znasz moje imię?
- Strzelam: Harry?
- Niestety zimno..- odpowiedział tajemniczy mężczyzna i usiadł obok Jam.
- O to ty.- Uśmiechnęła się kobieta, po czym wzięła na kolana Zosię, która znudziła się huśtawką
- Tak, To ja Paul, we własnej osobie .- podał rękę
- Co u Ciebie słychać? Jak tam Julka?- wskazała na wózek stojący obok nich.
- Powiem Ci, że nawet dobrze. Julka wyzdrowiała po tym magicznym lekarstwie, które jej przepisałaś. A to kto to? Nie mówiłaś, że masz córkę
- A, nie, nie, Zosia, to moja siostrzenica. Ma trzy latka, i strasznie ją kocham. Wiesz, muszę się nią zająć, bo siostra prowadzi sprawę w sądzie.
- Aha.. rozumiem. Masz rację, jest przesłodka. A jeżeli mogę zapytać: kim jest Harry? Przepraszam za moją ciekawość, ale na początku myślałem, że to Twój chłopak, i ojciec małej. A teraz to już nie wiem. Jeśli nie chcesz nie odpowiadaj.
- Nie, spokojnie, odpowiem, w końcu to żadna tajemnica. Harry to mój najlepszy przyjaciel. Mieszkaliśmy razem, kiedy się tutaj przeprowadziłam. Wiesz, na początku nie miałam niczego, musiałam zacząć wszystko od zera. Teraz już się ustabilizowałam, i wyprowadziłam od Harrego. Myślałam, że to on, bo mieszka niedaleko, a ten sposób na zasłanianie oczu jest dla niego charakterystyczny. Zawsze to robi i myśli, że nie zgadnę.- zaśmiała się
- Rozumiem, ale jeszcze raz przepraszam Cię za to pytanie.
- Nie szkodzi- uśmiechnęła się
- A ty nie w pracy Jam?
- Nie, dzisiaj mam na 14.00- odpowiedziała na pytanie i wypuściła z kolan wiercącą się Zosię. Ta pobiegła do piaskownicy, wyciągając najpierw zabawki z wózka Julki.
- O nie, przepraszam Cię, zaraz jej to zabiorę- wstała i chciała iść, ale Paul powstrzymał ją łapiąc jej nadgarstek.
- Nie, zostań, przecież to tylko dziecko, niech się pobawi. Jam usiadła z powrotem na ławkę.
- A ty nie w pracy? Gdzie tak w ogóle pracujesz?
- Jestem nauczycielem w szkole, tej na Grunwaldzkiej. Dzisiaj nie mam żadnych lekcji, więc wyszedłem z małą na spacer. Uczę biologii już 4 lata, zacząłem tuż po studiach w wieku 25 lat.
- Czyli pracujesz w zawodzie już 4 lata- uśmiechnęła się- Ja w tym roku po stażu zaczynam pierwszy taki mój prawdziwy lekarski rok.
- Gratuluję, na pewno będziesz dobrym lekarzem. A no ba, już jesteś w końcu wyleczyłaś moją perełkę- uśmiechnął się i wskazał na małą, która wydawała się być śpiąca.
Po kilku minutach przemiłej rozmowy Jam spojrzała na zegarek. Niestety wskazywał on już 13.15, tak więc trzeba było się zbierać. Tym bardziej, że Zosia w piaskownicy tak się pobrudziła, że wyglądała jak mały murzynek.
- Słuchaj Paul, my już będziemy leciały, na drugą muszę być w pracy, a zobacz jak mała się pobrudziła. Będę musiała jeszcze wstąpić z nią do pani Gerber, żeby ją umyć. Dziękuję za miłą rozmowę.- podała rękę
- To ja dziękuję, ale wiesz co? Może wstąpicie do mnie. Mój dom jest bliżej Twojej pracy niż kwiaciarnia pani Gerber- zaproponował
- No nie wiem, nie chcę Ci robić problemu, przyszedłeś tutaj specjalnie, żeby Jula mogła się pobawić.
- Nie gadaj, spójrz Juleczka już zasnęła, a przecież mamy cały dzień żeby jeszcze tutaj przyjść. Chodź, nie namyślaj się- ten uśmiech przekonał Jam, i już po chwili znaleźli się pod domem mężczyzny.
- Rozgośćcie się, ja zrobię Ci kawę, a potem pójdę obmyć, tą Twoją siostrzenicę- zaśmiał się
- Właśnie- MOJĄ siostrzenicę. Więc to ja powinnam to zrobić
- Sugerujesz, że nie dam rady? To patrz! - zaśmiał się, zaparzył kawę i pomknął do łazienki mówiąc tylko:
- Możesz popatrzeć na Julę? Jak się obudzi to- nie zdążył dokończyć, bo zrobiła to Jam:
- Sugerujesz, że nie dam rady? To patrz..- zaśmiała się cichutko i wzięła łyk kawy.- mm.. pychota
Dom Paula był przestronny. Miał ogromny salon z kominkiem. Było tutaj naprawdę przytulnie. Duży zegar nad wejściem wskazywał już za piętnaście drugą. Akurat w tym momencie do pokoju wszedł Paul a tuż za nim dreptała Zosia. Od razu wskoczyła w ramiona swojej cioci.
- I jak? Umyłaś się- zapytała Jam
- Tiak, wujek mnie umył.
Jam i Paul spojrzeli się na siebie i roześmiali. Niestety w tym momencie obudziła się Julcia. O dziwo nie płakała.
- O mój skarbek się obudził- powiedział Paul i wziął małą na ręce.
- Dobrze, to my już pójdziemy, mam jeszcze 10 minut, a przecież trzeba jeszcze założyć fartuszek- zaśmiała się Jam- kawa była przepyszna, a i Zosia też fantastycznie umyta. Jesteś cudownym tatą, radzisz sobie- skończyła Jam i podeszła do małej Julki dając jej buziaczka, jednocześnie biorąc Zosię na ręce. Zosia też dostała buziaka od swojego nowego ,,wujka".
- A ja nie dostanę buziaka?- zapytał Paul
- Może kiedyś..- Jam uśmiechnęła się szeroko po czym skierowała ku wyjściu, jednak zanim opuściła dom swojego przyjaciela usłyszała:
- Ty też jesteś cudowną matką.
Wiedziała, ,że ta matka to trochę przerysowane określenie, ale rozumiała o co chodzi. Minęło 20 minut i kobieta była już w pracy wraz ze swoją przecudną ,,córką" Zosią.
Masz dużo wejść, a prawie w ogóle nie masz komentarzy. Dziwne, bo opowiadanie trzyma poziom. Podoba mi się i podziwiam determinację do pisania takich długich rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dodaję do obserwujących.
Tak, właśnie wiem z tymi komentarzami u mnie słabo. :< Jednak strasznie Ci dziękuję za jeden z nich. <3
Usuńświetny blog, miło bardzo się to czyta, świetnie tobie wychodzą te rozdziały czekam na więcej oraz obserwuje Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ja również dodałam do obserwowanych :)
Usuń