sobota, 30 lipca 2016

Drugie szczęście - Rozdział 24

ZWROT?



- Powinnam już być w domu. Odwieziesz mnie?- Jam wstała poprawiając sukienkę
- Pewnie
Jechali bez słowa. Żadne z nich nie odważyło się zapytać co teraz? Mimo tego, że do niczego więcej między nimi nie doszło oprócz czułych pocałunków, to Jam czuła się jakby już zdradziła. Nadal czuła się rozdarta. Co z tego, że w końcu nie odrzuciła mężczyzny, skoro teraz każdy wróci do swojego życia i będzie tak jak dawniej?
- Jesteśmy na miejscu- wyrwało ją z rozmyśleń. Stali pod pięknym, dużym i na pewno bardzo drogim domem pewnego nauczyciela i jej- młodej lekarki. Mimo usłyszanych słów kobieta nie wysiadła z auta.
- Harry?
- No?
- Jedź do Liv i wyznaj jej miłość. Musisz być szczęśliwy i ja to wiem.
- Ale..- zaczął, ale Jam ciągnęła dalej:
- Spokojnie, Liv się nie dowie, że ulegliśmy emocjom. Zachowam to w tajemnicy.
- Jesteś tego pewna?
- Jestem. Ja muszę zostać z Paul'em i Julką. Nie potrafię, nie mogę żyć inaczej.
Mężczyzna pochylił się nad fotelem swojej współtowarzyszki. Ich twarze znów były w niebezpiecznej odległości. Pewnie gdyby nie stali pod domem Paul'a, Jam ponownie by się na niego rzuciła. Skończyło się jednak tylko na odpiętym pasie bezpieczeństwa.
- W takim razie do zobaczenia.- rzekł, po czym otworzył jej drzwi.
- Do zobaczenia.- Uśmiechnęła się i wyszła. Poczekała, aż samochód oddali się na tyle, że był trudno dostrzegalny, po czym ruszyła w stronę domu w niezbyt dobrym humorze. Wchodząc po schodkach altanki usłyszała kobiecy śmiech. -Pewnie Liv- pomyślała i nacisnęła na klamkę. Szybko jednak zauważyła, że jej dotychczasowe podejrzenia były błędne. W przedpokoju stały szpilki- a Liv nie nosi szpilek bez specjalnej okazji. Śmiechy były coraz głośniejsze. Naprzemiennie usłyszeć można było Paul'a i jakąś kobietę. Jam nie czując się na siłach, żeby dołączyć do rozbawionego towarzystwa, niezauważona udała się do łazienki na górze. 
Puściła wodę i przemyła twarz, doprowadzając ją do jako takiego wyglądu. Odbicie w lustrze nie pokazywało tej samej, zawsze uśmiechniętej i wesołej Jam. Tym razem była to zapłakana dziewczyna z problemami. Spojrzała na wannę i nagle naszła ją ochota na długą relaksującą kąpiel. Tak też zrobiła i już po chwili leżała w czymś przypominającym bitą śmietanę. Miała dużo czasu do tego, aby się uspokoić, aby pogodzić się z losem, aby pogodzić się ze stratą Harrego. Zastanawiała się, dlaczego nie dała mu szansy od razu, gdy wyznał jej miłość? Wtedy łatwiej byłoby zerwać z Paul'em, który był ,,świeżym chłopakiem". A teraz? Teraz może już tylko marzyć, żałować i wściekać się na siebie samą. Zamknęła oczy i odpłynęła. Myślami była tam, pod tym feralnym drzewem w objęciach człowieka, który oddałby dla niej wszystko. Ale ona nie potrafiła oddać wszystkiego dla niego. Więc czy Jam faktycznie kochała? Sama w pewnym momencie się nad tym zastanawiała, ale nie odpowiedziała sobie, bo usłyszała dzwonek do drzwi. Wyskoczyła z zimnej już wody i owinęła się ręcznikiem, po czym wytężyła słuch, by dowiedzieć się kto przyjechał tym razem. Nie musiała długo czekać.
- O, Liv! Nie spodziewałem się Ciebie.
- Czyli mam sobie pójść? 
- Nie żartuj. Rozbieraj się. Akurat mam gościa.
- Gościa?- zapytała zdziwiona. A Jam jest w domu?
- Nie, nie ma. Właśnie...-zatrzymał się na moment, jakby nagle przypomniało mu się, że dochodzi 20, a jego dziewczyny nadal nie ma.
- To widzę, że nieźle balangowałeś z tym gościem, jak już o własnej dziewczynie zapominasz. To kto sprawił, że zapomniałeś o Bożym świecie?
- Idź do salonu. Ja zadzwonię.
- Spokojnie, jeśli do Jam chcesz dzwonić, to wiem, że u niej wszystko w porządku, musiała pozałatwiać sobie trochę spraw na mieście i pewnie zasiedziała się u Pani Gerber. A telefon zostawiła w gabinecie.
Jam cały czas przysłuchiwała się rozmowie. Skąd siostra Paul'a wiedziała, że telefon został w pracy? To oczywiste, że Harry wszystko jej opowiedział. Ale czy na pewno WSZYSTKO? To pytanie było naprawdę interesujące. Nawet jeśli kobieta zeszłaby na dół do gości, to jak ma zachowywać się w stosunku do Liv? Każde jej spojrzenie budziłoby niepokój. Szybko jednak Jam porzuciła rozmyślenia na ten temat, bo nadal ciekawiło ją, co będzie działo się dalej. I co najważniejsze: Kim jest owa tajemnicza kobieta, przez którą, jak powiedziała Liv; Paul zapomniał o Bożym świecie.
Podsłuchiwanie nie było w naturze młodej lekarki, ale tym razem kobieta miała usprawiedliwienie.
- Jesteś pewna?- ciągnął dalej.
- A wyglądam, jakbym nie była? Dobra, chodźmy. Dźwięk stukających obcasów trwał zaledwie kilka sekund, po czym słychać było bardzo donośny krzyk wydobywający się z ust Liv:
- Łucja?!
Co?!! Jak to? Łucja znowu w ich domu? Przecież poprzedniego wieczoru też u nich była i nieźle podpiła jej faceta. Czego ta kobieta tak naprawdę chciała? Czyżby łakomiła się na Paul'a...? Po tych myślach dziwnym trafem Jam nie czuła ogromnej zazdrości. Owszem jakaś zazdrość była, ale można by rzec: 50% miłości i 50% czystej solidarnej kobiecej zazdrości. 
Wytarła się, ubrała i wyszła z łazienki, gdzie pole słyszalności było o wiele większe niż w pomieszczeniu. Fragment rozmowy umknął, ale dalsza część była doskonale słyszalna.
- Czyli mówisz, że zostajesz na dłużej?
- Myślę, że na stałę. Chciałabym w końcu założyć rodzinę i się ustatkować. A jak u ciebie? Masz już męża? Bo z tego co pamiętam, zawsze mówiłaś, że nie wyjdziesz za mąż, nawet jeśli facet będzie błagał.
- A wiesz, że..- nagle rozległ się płacz Julki, przez co Jam nie usłyszała już ani jednego słowa dotyczącego zamążpójścia Liv. Postanowiła ona jednak zejść na dół, przywitać się ze wszystkimi, a potem zaszyć się w pierwszym lepszym pokoju i w końcu się przespać- odpocząć.
Zeszła więc ze schodów, jeden za drugim, powolutku i w końcu stanęła w futrynie drzwi.
- O, dobry wieczór . Widzę kochanie, że mamy gości?
- Ty wiesz, jak ja się o Ciebie martwiłem?
- Jasne- pomyślała, ale nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Zamiast tego powiedziała:
- Cieszę się, ale muszę Cię uspokoić i powiedzieć, że już nawet wzięłam kąpiel.
- Nie poczekałaś na mnie?- Podszedł i pocałował Jam. Miała ona wrażenie, jakby pachniał jakoś inaczej niż zwykle. Nie zastanawiała się jednak nad tym i podeszła do każdej z kobiet, by powitać je w jakże skromnych progach.
- Przykro mi- odrzekła.
- Zapomniałaś czegoś wczoraj Łucjo?- Zapytała troszkę złośliwie.
- Yyy..- była trochę zakłopotana, ale szybko wywinęła się z tej niezręcznej sytuacji.- Owszem. zapomniałam Pendrive'a, na którym zgrałam Paul'owi zdjęcia z liceum.
- Rozumiem. Dziwne, Paul mi o tym nie wspominał.- Spojrzała pytającym wzrokiem na mężczyznę. Ale ten już trochę podpity uciekł wzrokiem na swoją siostrę.- Wiecie co, ja będę uciekała do łóżka, bo troszkę jestem zmęczona. Dobranoc.- już chciała wychodzić, kiedy za plecami usłyszała słowa Liv:
- Trochę zmęczona jest, bo dzisiaj miała taką trudną pracę...- Ale nic na to nie odpowiedziała, tylko odeszła do sypialni.
Cholera, Harry wszystko jej opowiedział. Dlaczego? Przecież ona sama obiecała mu, że LIv niczego się nie dowie, a tutaj popatrz... Dowiedziała się i to od niego samego. Co jeśli powie wszystko Paul'owi?
Wszystko będzie definitywnie skończone i zostanie bez niczego. Bez Harrego. Bez Paul'a. Bez Julki. Co teraz?
Nic. Teraz trzeba się przespać i dać odpocząć głowie.
*******************

- Jam, kochanie! Zobacz która godzina!
- Która?- wygdukała pod nosem.
- Dochodzi 12.
- Która?- wyrzuciła kołdrę, ale Paul szybko ją przyniósł.
- Spokojnie. Odpoczywaj. Poprosiłem Liv, żeby wzięła za Ciebie zmianę. Chyba faktycznie miałaś ciężki dzień wczoraj. A i przyniosła Twój telefon.
- Za to ty bardzo udany.- schowała głowę w poduszkę.
- Mówisz o Łucji?
- A o kim?
- Co miałem zrobić? Przyszła, więc musiałem ją wpuścić.
- Dobra. Ja idę dalej spać, ale nie myśl, że nie jestem zła.


I tak mijały godzina po godzinie. Harry nie odzywał się. Zapewne pogodził się z faktem, ze między nim a Jam nic nie będzie. Możliwe, że już jest narzeczonym, a za jakiś czas będzie mężem. Zapewne szczęśliwym. Niespodziewanie telefon się odezwał. Kobieta sięgnęła po niego, ale na ekranie ujrzała panią Gerber.
- Halo?
- Słonko co z Tobą? Tak dawno Cię nie widziałam.
- Dzisiaj jestem w nie najlepszym humorze. A ogólnie to jakoś leci. Potrzebuje pani mojej pomocy?
- Szczerze mówiąc, to  tak. Mam dość dużo sadzonek i chciałabym zapytać, czy nie posadziłabyś ich w moim ogródku? Ja nie mam za bardzo czasu, ale oczywiście wynagrodzenie będzie.- zaśmiała się.
- Niech pani przestanie. Żadnego wynagrodzenia nie przyjmę. A po kwiatki będę za jakieś pół godzinki, może być?
- Bez żadnego problemu. Będę czekała. Dziękuję.
- Nie ma za co, do zobaczenia.

Wyszła z  łóżka i krzyknęła do Paul'a bedącego na dole.
- Paul!
- No?!
- Jadę do Pani Gerber. Będę bardzo późnym wieczorem.
- Dobra! Tylko nie mamy samochodu, bo stoi u mechanika!
- Jakoś sobie poradzę!- krzyknęła natychmiastowo, ale też bez zastanowienia. Nie poradzi sobie bez samochodu, bo dom pani Gerber stoi jakieś 30 km za miastem. Po same sadzonki może i by poszła pieszo, ale pozostałe 30 kilometrów?
Wiadomo było, co stanowi jej ostatni ratunek- HARRY. Przecież nie wypadało odmówić pomocy, tylko z tego powodu, że coś się popsuło między nią i jej najlepszym przyjacielem.
Chwyciła komórkę i wybrała jego numer. Na początku miała obawy, czy nie jest na nią zły. Po tym w jaki sposób wyprosił ją z samochodu. Ale nie było odwrotu- postanowiła zadzwonić.
Drrryyyn.......dryyynnn......dryyynnnn....Nikt nie odbierał, za to stres u Jam był coraz większy.
- Spróbuję jeszcze raz- pomyślała

- Halo? - W końcu odezwał się głos po drugiej stronie.
- Harry? Posłuchaj. Zanim coś powiesz. Chcę Cię poprosić o pomoc. Muszę dostać się do domu pani Gerber. Wiesz, tam gdzie byliśmy kiedyś na jej urodzinach... Proszę, nie odmawiaj mi.
- Będę za 10 minut.- Usłyszała tylko, po czym połączenie urwało się.
Odłożyła słuchawkę i wyskoczyła z łóżka jak oparzona, kierując się w stronę łazienki. Pierwszą myślą było, matko! jak ja wyglądam. Chciała nałożyć delikatną warstwę  makijażu, która nie zrobiłaby z niej sztucznej laleczki, ale tylko podkreśliła jej walory. Szczególnie ogromne oczy. Podkreślając linię rzęs i malując rzęsy tuszem, można by powiedzieć, że nabierały one jeszcze większego rozmiaru. Efekt ten potęgowała biała linia wodna. Na nosie kilka ślicznych piegów, usta małe, ale pasujące do twarzy. A wszystko razem tworzyło piękny obrazek, obok którego nikt nie mógł przejść obojętnie. Mężczyźni szczególnie, ale i kobietom zdarzało się stanąć na ulicy jak gdyby nigdy nic, odwrócić się i podziwiać takie dzieło natury. Na brak adoratorów Jam nie mogła narzekać. Już w gimnazjum sznur chłopców nie opuszczał jej na krok. Chodź w tamtym czasie sama dziewczyna nie była zbyt pewną siebie nastolatką. Zaokrąglone biodra świadczące i zdrowiu i powoli nadchodzącej dojrzałości, nie były dla Jam powodem do dumy. Swoją drogą biodra te zostały z nią aż do tego czasu. Różnica polega na tym, że teraz nie narzeka, bo wie, że biologii nie zmieni, a skoro mężczyźni za nią szaleją, to co tu zmieniać?
Jam rozcierała ustami delikatnie różową szminkę, kiedy dzwonek zadzwonił.
- Otworzę!- krzyknęła, jakby nie chciała, żeby to Paul otworzył drzwi. Ruszyła w dół przeskakując co drugi, a nawet trzeci schodek. Zanim pociągnęła za klamkę poprawiła długie, sięgające prawie do pasa włosy.
- Jestem. - bez żadnej miny zaczął mężczyzna.
- Dziękuję, że dałeś radę się wyrwać. Przysięgam, że to potrwa nie dłużej niż do popołudnia.
- Dobra, nie pleć już i wsiadaj, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
- My? To ty też masz zamiar pracować w ogródku?- zapytała zdziwiona, z lekko szyderczym uśmieszkiem.
- A co myślisz, że nie potrafię pracować w ogródku?
- Nic takiego nie powiedziałam.- znów się uśmiechnęła, po czym szybko odwróciła głowę w stronę salonu i krzyknęła zabierając jednocześnie torebkę z wieszaka- Wychodzę, będę..-zawahała się- jak będę!- Tym razem i Harry się uśmiechnął.
- Uważaj tam na siebie!- usłyszała w odpowiedzi, ale drzwi tylko trzasnęły.

Jechali już od 20 minut. Sadzonki, które Jam miała posadzić okazały się nie tylko zwykłymi małymi sadzoneczkami, ale dużymi dorodnymi sadzonkami, których było aż 40 skrzynek. Całe szczęście, że Harry pożyczył od brata pick'upa, bo by się nie zabrali.
- Oj myślę, że będziemy to sadzić ze 3 dni.- zażartował Harry chcąc zagłuszyć tę bolesną ciszę jaka opanowała samochód.
- Nie kracz, nie kracz..- odpowiedziała tylko nie ciągnąc dalej tematu.
I tak w ciszy godziny mijały. Zegar wybił 21, a końca nie było widać. Jedyne zdania jakie wymieniali, to było pytanie o pogodę, o to czy druga osoba nie chce napić się zimnego kompotu przygotowanego przez panią Gerber po powrocie z kwiaciarni. O oświadczynach Harrego jak dotąd ani słowa.
- Dzieci, chodźcie do domu, dam wam kolację. Starczy na dzisiaj.- Rozległ się głos miłej pani, gdy zegar nieubłaganie zabrał kolejną godzinę.
- Dobrze, wrócę jutro i dokończę. Ciekawe, czy jutro wystarczy, ale wszystko się zobaczy.- Jam otrzepała kolana czarne już od ziemi i z odciskami od drobnych kamyczków, z twarzą czarną niczym osmolony kopciuszek.
- Jak to wrócisz? Przyjadę z Tobą.-wtrącił się męski głos. Pani Gerber obserwowała tylko jak ta krótka wymiana zdań się zakończy. Chociaż i tak miała inne plany wobec młodych.
- Żartujesz? A do pracy kto za ciebie pójdzie?
- Poradzą sobie beze mnie, a ty co taka mądra? Co z pacjentami?
Faktycznie Jam była w gorszej sytuacji, pacjenci, to nie to samo co handel i podobne kierunki. Nie chcąc jednak dać Harremu za wygraną kontynuowała rozmowę.
- Poradzą sobie beze mnie. Zadzwonię rano do rejestracji, powiem, że nagły wypadek.
- Ale z Ciebie cwaniara.
-A z Ciebie..- nie kończyła, bo sama nie wiedziała co chce powiedzieć.
- No co?
-...nic, zostawię to dla siebie.- odeszła w stronę pani Gerber stojącej w altance na końcu 50 metrowej grządki.
- Jam, kochana będziecie dzisiaj nocowali u mnie, nie ma sensu wracać na noc do domu, już jest tak ciemno, a wy tacy zmęczeni. Harry jeszcze miałby prowadzić. Mam nadzieję, że się zgodzisz?
- Niestety muszę wrócić do domu. Paul na mnie czeka. Obiecuję, że wrócę rano.- skończyła mówić, ale po chwili jakby do niej doszło, że zachowała się egoistycznie w stosunku do Harrego. W mgnieniu oka odwróciła się do niego i chciała krzyczeć, ale ten stał tuż za nią.
- Jak myślisz? Nocujemy, czy wracamy?
- Myślę, że nocowanie będzie lepszym rozwiązaniem. Faktycznie jestem już strasznie zmęczony i jedyne o czym myślę to pójście spać.
Jam z niewyraźnym uśmiechem na twarzy przytaknęła.
- Poza tym-ciągnął dalej- będąc na miejscu możemy wcześniej wstać i dokończyć robotę przed wieczorem.
- Może i masz rację...
- Ma, ma- zaśmiała się starsza kobieta- i to jaką! Dobrze już, dobrze przygotowałam Wam pyszne kanapeczki. Zapraszam.
Młodzi spojrzeli tylko na siebie i ruszyli za gospodynią.

piątek, 20 maja 2016

Drugie szczęście - Rozdział 23

Co robić?     

UWAGA! Ostrzegam przed dość długim wpisem! Ale w moim przekonaniu naprawdę warto przeczytać! Sami oceńcie!

- Wstawaj człowieku!- wołała Jam ściągając kołdrę z łóżka.
- Jam, daj mi jeszcze z godzinkę...- mówił sennie
- Ja może bym Ci ją dała, ale nie jestem dyrektorem szkoły. A poza tym jedną godzinę już masz w plecy.
- Co?! Jak to?- wyskoczył z łóżka jak oparzony i zaczął szukać spodni. W końcu złapał pierwsze lepsze.
- Trzeba było nie popijać z sexbombową blondyneczką.- udała, że żartuje, ale nie miała humoru na żarty.
- Przecież to ty jesteś moją sexbombą.
- Ciekawe...- rzuciła mu spodnie- jak na razie, to wydaje mi się,że masz w głowie pstro, bo zakładasz moje spodnie.
Oboje zaczęli się śmiać.