poniedziałek, 10 marca 2014

Drugie szczęście- Rozdział 2

Rozdział 2
   Julka i Bobik
Zegar wskazywał drugą. Dzisiaj James kończyła dość wcześnie. Każda środa jest takim miłym dniem. Dziewczyna siedziała na swoim lekarskim fotelu i wpatrywała się w otwartego laptopa. Szukała ogłoszeń ludzi, którzy chcieli oddać do adopcji psa. Tak, Jamie chciała zaadoptować psa. Mimo, że jako lekarz prawie cały dzień przesiaduje w przychodni, to od dziecka posiadanie psa było jej ukrytym marzeniem. Rodzice nie zgadzali się na czworonożnego przyjaciela,
gdyż ciągle mówili, że gubi sierść, że nie chcą mieć w domu pełno kłaków. I tak przez cały czas Jamie mogła tylko pomarzyć o psie. Aż do teraz, gdy sama mogła podjąć decyzję o adopcji. Oczywiście była to przemyślana decyzja, i Jamie dobrze wiedziała na co się pisze. Jedyną rzeczą było to, że Jamie chciała małego pieska. Duży wydawał jej się nie do ogarnięcia.
W końcu znalazła coś co ją zainteresowało. ODDAM W DOBRE RĘCE PSA RASY SHIH-TZU. MA 3 LATA, JEST WESOŁY I LUBI DZIECI. Hmm..- pomyślała Jamies- lubi dzieci... Plusem było to, że ten piesek jest mały, śliczny, lubi dzieci i nie ma sierści tylko włosy. Kliknęła w zakładkę: KONTAKT i zapisała numer telefonu. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i ktoś wszedł. Kobieta zamknęła komputer i odsunęła go na bok, aby nie przeszkadzał w przyjmowaniu pacjentki.
- Dzień dobry, czy można?- Zapytał jakiś mężczyzna. Jamies jeszcze nie wiedziała, że to ten sam, którego spotkała dzisiaj rano. Kiedy się odwróciła w jego stronę, poznała go.
- Dzień dobry, zapraszam. Znowu się spotykamy.- uśmiechnęła się
- O, nie wiedziałem, że jesteś lekarzem.- po jego słowach do gabinetu wbiegła malutka dziewczynka. Według karty zdrowia pacjenta miała 2 lata.
- Nie wiedziałam, że masz śliczną córeczkę- uśmiechnęła się James i wstała, aby podejść do dziecka.
- A no mam. Ma na imię Julka, ma 2 lata.- Julka podbiegła do swojego taty i złapała się jego nogi.
- Julka.. no, no.. Jakie piękne imię.- Teraz dziewczyna była tuż obok małej i kucnęła aby być w zasięgu jej wzroku. Po czym dodała:
- Jestem James.- złapała rączkę malutkiej. Dla przyjaciół Jamie albo Jam. A ty jak się nazywasz?- Oczywiście, że wiedziała jak nazywa się dziewczynka, ale chciała nawiązać z nią kontakt.
- Jujka- odważyła się mała. Paul i Jam roześmiali się.
- Dobrze Julcia, to powiedz mi z czym przyszłaś do pani doktor, co?
- Ma niepokojący kaszel, i wolałem ją zbadać, niż czekać aż przejdzie samo. Albo i nie.- Odezwał się Paul.
- Okej, to co kochana? Zbadamy się?- Wzięła Julkę na ręce i posadziła na wysokim stole.
- A tatusia zapraszamy na krzesełko, niech sobie poczeka, tak Julcia?- Zrobiła z nią noski-noski.
- Tiak, tatuś pocieka..
- Ale ładnie mówi- powiedziała Jamie badając małą.
- Tak, bardzo dużo z nią rozmawiam i staram się ją uczyć.
- Odpowiedzialny tatuś- uśmiechnęła się dziewczyna.
W czasie badania Julka była bardzo odważna, niczego się nie bała. Kiedy Jamie poprosiła ją o otwarcie buzi, lub o kaszlnięcie robiła to o co ją poproszono. Widać, że Julka polubiła młodą panią doktor. Za każdym razem Jam pieściła się z nią i całowała. Ta mała była po prostu najsłodszą istotą na ziemi.
- No dobrze. A więc mała ma zwykły kaszel wynikający z przeziębienia. Zapiszę jej syropek, tylko taki, żeby jej smakował- prawda Julcia?, pocałowała ją w czoło i wzięła na ręce przekazując ją jej tacie- Powinna brać go przez tydzień raz dziennie i kaszel powinien ustąpić.
- Proszę, oto recepta. Julka, odwiedzisz mnie jeszcze?
- Tiak
- To bardzo się cieszę, a teraz zmykajcie do domu, bo mamusia pewnie czeka z obiadkiem.- uśmiechnęła się Jamie i dała pożegnalnego buziaka małej. - Do zobaczenia Paul.
- Do zobaczenia Jam- puścił uśmieszek w jej stronę.

Koniec pacjentów. Paul był przystojnym młodym facetem. Dziewczyna nigdy by się nie spodziewała, że może mieć dziecko, i to jeszcze takie kochane..Paul był naprawdę kochającym i troskliwym ojcem troskliwym ojcem, bo interesuje się nawet zwykłym kaszelkiem.
 Jamie mogła teraz iść w spokoju do domu, odpocząć. Pomyślała, że zanim pójdzie, to zadzwoni w sprawie tego pieska. Wyciągnęła z szuflady karteczkę z numerem i wykręciła numer.
- Halo?- usłyszała po drugiej stronie słuchawki. Telefon odebrała kobieta.
- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie ogłoszenia oddania psa do adopcji, czy to jest nadal aktualne?
- Ach, dzień dobry, tak jak najbardziej aktualne.
- A więc ja jestem  zainteresowana adopcją pieska. Mieszkam w Rennes, czy jest jakaś możliwość spotkania się?
- Tak, ja również jestem z Rennes, to może za jakąś godzinkę przy Pizzeri?
- Dobrze, a więc będę czekała. Jak panią rozpoznam?
- Hmm.. To może ja przyjdę z psiakiem?
- Bardzo fajnie, to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Rozmowa zakończyła się. Jamie miała godzinę na zagospodarowanie swojego czasu. Do domu nie opłacało jej się wracać, bo zanim by do niego weszła, już by musiała wychodzić. Postanowiła, że ten czas przesiedzi u pani Gerber. Z kwiaciarni miała bliżej do pizzeri niż ze swojego mieszkania. Przebrała się w swoje codzienne ubranie i już była u  starszej znajomej.
- A witaj Jame, jak było w pracy?
-  Dzień dobry, przecież wie pani, że wspaniale, jak zwykle.
- A czy zaniosłaś panu Kierowi te sadzonki?
- Oczywiście, zaraz po tym jak od pani wyszłam.
- Czy masz ochotę na herbatkę? A właściwie to dlaczego nie poszłaś do domu?
- Tak poproszę. Muszę posiedzieć u pani chwilkę, jeśli mi pani pozwoli, gdyż umówiłam się z pewną kobietą w sprawie adopcji psiaka. Zawsze chciałam go mieć, a teraz mam szansę.
- Ale, czy będziesz miała dla niego czas?
- Będę miała, mam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w moim planie.- uśmiechnęła się
- Gdybyś potrzebowała pomocy, zawsze mogę Ci pomóc, pamiętaj, możesz go przyprowadzić do mnie na jakiś czas.
- Jest pani kochana, dziękuję, zapamiętam.
Kobieta podała Jame filiżankę ze świeżo zaparzoną kawą.
- Jak było dziś w przychodni? Dużo ludzi?
- Wspaniale, nie miałam tylko kilku pacjentów. Wie pani może co to za mężczyzna, ten z którym zderzyłam się rano gdy od pani wychodziłam? Dziewczyna postanowiła trochę wypytać.
- Aaa, tak, chodzi Ci o Paula?
- Dokładnie tak.
- Mieszka tutaj już od czterech lat. Ma córkę o imieniu Julia.
- Tak, poznałam ją dzisiaj, byli u mnie w pracy. Doprawdy słodka dziewczynka.
 - No właśnie, a więc Paul mieszka tu od czterech lat- powtórzyła się pani Gerber- Pamiętam, gdy przyszedł do mojej kwiaciarni po kwiaty dla swojej dziewczyny. Taka ładna blondyneczka. Później oświadczył się jej i wzięli ślub. Byli naprawdę dobrym małżeństwem, aż do momentu, gdy Alicja go nie zdradziła. Rok temu rozstali się, a ta zabrała wszystko co uważała, że należy do niej, nawet ukochanego Bobika. Julka bardzo płakała, kiedy go zabierała.
- A kto to jest Bobik?
- Pies. Paul kupił go Julce jak się urodziła, ta z kolei tak się z nim zżyła, że ciężko było się jej z nim rozstać.
- A dlaczego Alicja zabrała psa, skoro kupił go Paul?- zapytała ciekawa Jame
- Nie mam pojęcia. Po prostu to zrobiła. Nawet nie pytasz o małą. Czemu ją zostawiła..- zdziwiła się Gerber
- A więc dlaczego?
- Ala stwierdziła, że Julia będzie miała lepiej u swojego ojca, nawet zrzekła się wszelkich praw do niej. Ja naprawdę nie rozumiem jak to wszystko mogło się stać. Przecież byli taką wspaniałą parą. Widać było jak się kochają. A teraz ta Alicja ciągle ma jakiegoś nowego partnera. Paul natomiast samotnie wychowuje córkę,  ale widać, że bardzo dobrze. Wszyscy wiemy, że bardzo ją kocha.
- A ile on ma lat?
- Hmm.. niech pomyślę.. Pewnie ze 27 będzie miał. Pracuje w kancelarii prawniczej, ale ze względu na Julkę zabiera większość pracy do domu.
- Aaa.. rozumiem..- odpowiedziała Jame, i wszystko od razu się wyjaśniło. Przypomniała sobie kiedy powiedziała do małej: ,,A teraz już zmykajcie, bo mamusia pewnie na was czeka". Ciekawe co sobie pomyślał Paul.
Kiedy kobiety tak sobie rozmawiały nagle zegar wskazał godzinę, o której trzeba było już wychodzić.
Jame podziękowała za kawę i ruszyła. Pod pizzerią była 5 minut wcześniej, ale już z daleka zauważyła nadchodzącą kobietę.
- Witam panią- zaczęła nieznajoma- nazywam się Alicja, a oto piesek- i tutaj wskazała na małego psiaka.
Moment. Alicja? Ta Alicja? Jame zamurowało. Przemknęła jej myśl, że to Alicja- była żona Paula i nieodpowiedzialna matka Julki. Jednak po chwili stwierdziła, że to musi być przypadek i znów zaczęła mówić.
- Dzień dobry. Jame- podała rękę- Jaki słodziak- schyliła się i zaczęła bawić się z psem.
Alicja wydawała się niemiłą osobą. Wyglądała jak by pochodziła z patologicznej rodziny. Nagle odezwała się:
- Mam tutaj wszystkie rzeczy psa, jeśli pani chce go wziąć to można zabrać go już teraz. Dokumenty..- zaczęła szukać w torebce.- a tu są.- podała je i uśmiechnęła się
- A jeżeli mogę zapytać dlaczego oddaje pani psa?
- Sprawy prywatne.- zakończyła kobieta, formalnie też wszystko załatwi pani sama. Do widzenia.- poszła.
Jame była zdruzgotana. Jak można traktować psa jak jakąś zabawkę? Oddać go pierwszej lepszej osobie z ulicy? A gdyby Jam miała złe zamiary? Niewiarygodne.. Nagle zadzwonił telefon. Numer nieznany.
- Słucham?
- Pies nazywa się Bobik- połączenie zostało zakończone.
JAK ??? BOBIK  ??? To niemożliwe, czyżby Jam właśnie zetknęła się z Alicją? Tą Alicją? Nie mogła w to uwierzyć, zabrała psa i poszła do domu, gdzie przygotowała nowemu lokatorowi jego własne miejsce. Dzień jeszcze się nie skończył. Dziewczyna zabrała Bobika na spacer i bawiła się z nim do samego wieczora. Pies wyraźnie ją polubił, gdyż ona chyba traktowała go lepiej, niż jego poprzednia właścicielka. Przynajmniej tak jej się wydawało, gdy kąpała psa i zobaczyła jego zakołtunioną sierść.



2 komentarze:

  1. Znowu trochę błędów się wkradło. Zdanie nie powinno zaczynać się od "I" i "Aż". Wypadało by w tym miejscu postawić przecinek.

    No no, akcja jakoś się rozwija. Bo szczerze Ci powiem, że początek mnie nie przekonał, no ale teraz widzę, że w miarę dobrze Ci idzie. ;)

    OdpowiedzUsuń