środa, 30 lipca 2014

Drugie szczęście - Rozdział 6

Rozdział 6


Anna w tarapatach i jakże miły wieczór

    Zegar wskazywał już 16.16. W pierwszej chwili Jam pomyślała, że będzie miała 3 godziny szczęścia. Akurat za 3 godziny kończy pracę, więc może to będą jej najwspanialsze 3 godziny z życia wzięte?  Teraz kobieta siedziała w swoim fotelu i czekała na kolejnych pacjentów. O dziwo, tego dnia w przeciągu tych dwóch godzin pracy miała zaledwie czterech pacjentów. Tak więc dość mocno jej się nudziło.
        Zmęczona dzisiejszym dniem Zosia zasnęła. Jam położyła ją na lekarskie ,,łóżko" i przykryła kocykiem, który leżał w jej szafie od zawsze. Skąd tam się wziął? Nie wiadomo. Nawet Jam nie miała odpowiedzi na to pytanie. Po prostu kiedy zaczęła tutaj pracować kocyk już był. Kobieta wzięła go do domu i wyprała, po czym odłożyła do tej samej szafeczki, w której go znalazła. Do tej pory nie miała żadnej okazji, aby go użyć, jednak jak widać w końcu się przydał. Małej widocznie śniło się coś miłego, gdyż co jakiś czas uśmiechała się przez sen. Wyglądała wtedy naprawdę przesłodko.

       Tymczasem Jam zastanawiała się co może być przyczyną spóźnienia jej siostry. Nadal jej nie było, a od 16.00 minęło już prawie pół godziny. Anna zawsze była punktualną osobą. Nawet za czasów szkoły, nigdy nie była spóźniona. Kiedy z kimś się umawiała zawsze była na czas, a nawet jeszcze chwilę przed. Co jakiś czas Jam próbowała dodzwonić się do siostry, ale za każdym razem słyszała po drugiej stronie: ,,Po usłyszeniu sygnału zostaw wiadomość". Kobieta nie była zła na siostrę za to, że jej nie ma. Przeciwnie- bała się, że coś mogło się stać. Postanowiła, że odczeka jeszcze jakiś czas i ponownie spróbuje wykręcić numer Anny. Odłożyła więc komórkę i usiadła wygodnie w swoim fotelu patrząc na piękny widok za oknem i popijając kolejną już tego dnia kawę. Jam można powiedzieć, że była uzależniona od kawy. Kiedy tylko miała wolną chwilę na relaks robiła sobie kawę.
       Nie minęło 10 minut, kiedy do drzwi ktoś zapukał i nacisnął klamkę. Jam była pewna, że to albo ktoś z jej pacjentów, albo Anna. Niestety jej przypuszczenia nie sprawdziły się. W drzwiach stanął sam Paul.
- Cześć, to znowu ja- natrętny, samotny ojciec.Mogę? - powiedział i uśmiechnął się tym swoim piorunującym uśmiechem.
- Hej, tak, wejdź, tylko cichutko, bo mała zasnęła.- odpowiedziała Jam- coś Ci dolega? Bo wiesz, ja leczę dzieci, a lekarz dla dorosłych jest piętro niżej.- uśmiechnęła się po czym wstała i zaczęła nalewać do drugiej filiżanki kawę.
- Nie, nic mi nie jest. Chciałem po prostu jeszcze trochę porozmawiać. Ale w sumie, to mam pewną dolegliwość, a mianowicie: od naszego dzisiejszego spotkania ciągle myślę o tym, żeby zaprosić Cię gdzieś na kawę, albo jakiś spacer, ale nie mogłem się odważyć, aż do tak późnej godziny. Czy pani doktor zgodzi się dzisiaj na wieczorny spacer?- wziął kawę i usiadł naprzeciw Jam.
Kobieta była strasznie zdziwiona tym co usłyszała od mężczyzny, którego niedawno poznała. Racja, nie znała go jakoś tam bardzo długo, ale od pierwszego spotkania coś ją w nim zaintrygowało. Jam doszła do wniosku, że Paul zaczyna jej się podobać, że kiedy się do niej uśmiecha czuje takie dziwne uczucie w brzuchu. Coś jakby motylki... Motylki? Chwila moment i Jam wróciła na ziemię.
- Och, Paul, strasznie mi przykro, ale nic nie poradzę na tą Twoją dolegliwość. Z miłą chęcią wybrałabym się z Tobą na ten spacer, ale uwierz mi mam milion spraw do załatwienia. Nie wiem nawet o której Ann przyjdzie po Zosię, a potem jestem już umówiona. Może innym razem?- uśmiechnęła się do niego takim serdecznym uśmiechem. Nie chciała, aby Paul zraził się do niej i dał sobie z nią spokój. Próbując ratować sytuację powiedziała:
- Może jutro? Wieczorem będę wolna.
- Dobrze, nie ma problemu. Wiesz co? Nie mam nawet jeszcze Twojego numeru.
Jam od razu wyciągnęła swoją wizytówkę spod biurka i podała Paulowi, po czym dorzuciła:
- Gdzie podziałeś swoją córeczkę?
- Została w domu z babcią. Mówiłem, że zaraz wrócę, więc z wielkim żalem muszę się zaraz zbierać.
Jam bardzo miło rozmawiało się z tym facetem. To był ktoś kto potrafił wysłuchać i doradzić. Kobieta dowiedziała się, że Paul grał za młodości w piłkę nożną, i że uwielbia rolki. Doszli więc do wniosku, że skoro oboje lubią jeździć na rolkach, to muszą się kiedyś umówić na wspólną przejażdżkę. Rozmowa mogłaby trwać wiecznie, ale Paul musiał już iść.
- Dobrze, to ja lecę, bo dochodzi 17.00, a chciałem jeszcze iść z Julą na zakupy. Dzięki za kawę.
- Trudno, dziękuję za odwiedziny, przynajmniej nie musiałam się nudzić.
       Para pożegnała nie żadnym tam buziakiem. Po prostu kiwnięciem głowy. Przecież Jam mówiła Paulowi, że czas na buziaka będzie..,,kiedyś".
       Tymczasem Zosia jak spała, tak spała i widać było, że nic nie jest w stanie jej obudzić. Jam wykonała kolejny telefon do Anny, ale ta znów nie odbierała. W końcu pojawili się kolejni pacjenci, no bo do czego to dochodzi, żeby lekarz nudził się w pracy?. Kobieta przyjmowała ich kolejno aż do 19.00, kiedy to skończyła pracę. Po Annie nadal nie było śladu. Kiedy młoda pani doktor miała zabrać śpiącą Zosię i iść do domu, zadzwonił telefon. Tak, tym razem to była jej siostra.
- Halo? No w końcu się odezwałaś. Co się stało? Wydzwaniam do ciebie od czwartej. Przypominam Ci siostrzyczko, że masz córkę..- zwróciła uwagę swojej siostrze Jam nie dając jej dojść do słowa. W głębi duszy jednak kobieta cieszyła się, że jej siostra jest cała i zdrowa.
- Jam, słuchaj. Bardzo Cię przepraszam, że nie odbierałam telefonu, ale miałam powód. Nie mogę Ci tego powiedzieć, lecz potrzebuję Twojej pomocy. Czy nie zaopiekowałabyś się Zosią jeszcze przez sobotę?
- Ale co się dzieje? Chcesz, żebym opiekowała się Twoją córką, i nie mówisz mi dlaczego?
- Bardzo Cię proszę nie drąż tego tematu. Po prostu mam mały problem, i do jutra powinnam go rozwiązać.
- Masz problemy? Może mogę Ci jakoś pomóc?
- Wystarczająco mi pomożesz, jeśli do jutra do wieczora zostaniesz z małą.
- No dobrze. Nie podoba mi się to wszystko, ale okej, to do jutra.
- Do jutra.- To były ostatnie słowa usłyszane od Ann.
Rozległ się dźwięk zakończonego połączenia.
     Ten telefon przestraszył panią doktor. Czyżby jej siostra miała kłopoty? Przecież to niemożliwe. Ann zawsze była odpowiedzialną kobietą. W końcu jednak Jam zabrała małą, zamknęła gabinet i ruszyła schodami w dół. Kiedy wyszła z budynku skierowała się w stronę swojego domu. Po chwili usłyszała zza pleców wołanie:
- Jam ! - odwróciła się i ujrzała Harrego. Ach tak, przecież obiecała mu, że pomoże w wyborze prezentu dla jego ,,przyszłej" dziewczyny. Z tego wszystkiego zapomniała nawet o swoim najlepszym przyjacielu.
- Harry, przepraszam Cię, ale nie dam rady z Tobą jechać. Po pierwsze trzeba wyprowadzić Bobika, a po drugie jak sam widzisz mam jeszcze Zosię na kolejny dzień. Ciężko będzie nam robić zakupy z małym dzieckiem, tym bardziej, że nie mamy nawet dla niej fotelika do samochodu.
Harry widocznie był rozczarowany, ale nie miał zamiaru zmieniać planów.
- Spokojnie, nic się nie martw. Bobik już załatwiony, właśnie od ciebie wracam, a o małą się nie martw. Jak widzisz, śpi. - mówił Harry i jednocześnie zabrał od Jam dziewczynkę- trzeba tylko wykombinować fotelik. Hmm.. pomyślmy.. MAM ! Podjadę do siostry. Ona ma w domu takiego małego brzdąca.To jest tuż za rogiem, więc ten kawałek możesz ją trzymać na kolanach.
- No okej, jeśli jesteś tego pewien, to zróbmy tak.- uśmiechnęła się kobieta i szturchnęła w ramię swojego przyjaciela.
       Tym sposobem już po piętnastu minutach cała trójka znalazła się w centrum handlowym. Po drodze Jam opowiedziała Harremu o zaistniałej sytuacji z jej siostrą. Mężczyzna pocieszał przyjaciółkę, jednak sam zastanawiał się co było przyczyną takiego zachowania matki Zosi. O właśnie, a co do Zosi. Ta mała już się chyba wyspała, gdyż od razu po przebudzeniu zaczęła biegać. Jedynym sposobem uspokojenia dziewczynki był wózek sklepowy. Sama chciała w nim siedzieć. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Z początku Jam myślała, że to jej, lecz był to telefon Harrego.
- Przepraszam Cię-zwrócił się do Jam i odebrał- Halo?....tak, tak,.. Aha..rozumiem.. No dobrze, tak więc do zobaczenia.
       Rozmowa zakończona. Okazało się, że dziewczyna, z którą umówił się Harry odwołała randkę. Tłumaczyła się jakimiś odwiedzinami rodziców.. czy coś w tym stylu.
- To co robimy? Idziemy na zakupy, a potem lody? Co wy na to? Ja stawiam.-Zapytał Harry.
- Okej, w sumie co będziemy robiły same w domu, co nie Zośka?- Jam posmyrała ją po policzku.
      Po zakupach Harry zabrał dziewczyny na lody. Kobieta zastanawiała się, czy mężczyzna na pewno zachowuje się jak zwykły przyjaciel. Z małą bawił się tak jakby to była jego własna córka, a do Jam coraz częściej puszczał jakieś dwuznaczne teksty, czy choćby łapał za rękę. Tak niby ,,przez przypadek". Jednak kobieta nie chciała teraz o tym myśleć. Uwielbiała przebywać w towarzystwie jej najlepszego kumpla.
     Cała trójka siedziała przy jednym ze stolików cukierni. W pewnym momencie podszedł do nich clown reklamujący jakąś sieć z zabawkami. Zobaczył małą i zwrócił się do Harrego:
- Drogi królewiczu, żeby mała dostała lalę, trzeba pocałować tę młodą damę- wskazał na Jam.
Widocznie clown myślał, że są oni parą, jednak czego nie robi się dla małej przesłodkiej kruszynki. Harry podniósł się i pocałował Jam w policzek. Był to dość długi buziak, więc został zaliczony przez clowna, który od razu wręczył lalkę Zośce.
      Kobieta była zdziwiona, że Harry odważył się na coś takiego. Uśmiechnęła się do niego. Z daleka wyglądała na szczęśliwą. Mówię z daleka, bo z takiej właśnie odległości widział ją Paul. Czy gdyby wiedziała, że Paul będzie w centrum handlowym o tej samej porze co ona, poszłaby tam? Albo może, czy gdyby wiedziała, że zobaczy on buziaka zaserwowanego przez Harrego, nadal by tam poszła? Z daleka nie widać było, że to zwykły niewinny buziak w policzek, który nic nie znaczy...

                 ***


Hejo Wam !!  Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał, mimo, że był taaaki długi. Wierzę, że udało Wam się przez niego przebrnąć. Zachęcam do komentowania i pozdrawiam ! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz