piątek, 17 stycznia 2014

Drugie szczęście- Rozdział 1

Hejoo, chciałabym zacząć nowe opowiadanie. Będzie to coś nowego i tym razem o wiele dłuższego niż to co pisałam do tej pory. Na końcu dam Wam możliwość czytania w formacie pdf. Mam nadzieję, że spodoba Wam się nowa historia.

Rozdział 1
Poznajmy Jamies

Kolejny piękny, słoneczny dzień. Słońce zaczynało przebijać się przez horyzont. Na ulicach zaczęli pojawiać się pierwsi przechodnie oraz samochody, którymi kierowali ludzie jadący do pracy. Miasteczko było małe, zbudowane z wielu krętych, i dość długich uliczek, prowadzących do przeróżnych miejsc. Rennes- bo tak nazywało się owe miasto było bogate w przeróżne sklepy i punkty usługowe. Jeśli jakiejś niezadowolonej pani zachciało się poprawić fryzurę, mogła ona skorzystać z usług fryzjera. Jeżeli któryś z mężów poczułby ochotę na spędzenie wolnego czasu z kuplami przy piwie- mógł iść do baru.
Oprócz tych miejsc jest ich jeszcze bardzo dużo. Przykładowo: Sklep samoobsługowy, kosmetyczka, bank, poczta, kwiaciarnia, sklep mięsny, szkoła oraz kościół, w którym zbierano się w każdą niedzielę i święta. W Rennes, jak już wspomniałam jest szkoła. Niestety tylko podstawowa i gimnazjum. Jeżeli młodzież chciała kontynuować naukę, musiała wyjeżdżać z miasta do innych miejscowości. Miasteczko liczyło zaledwie 500 mieszkańców. Nie trzeba tu chyba mówić, że prawie wszyscy się znali.
A więc w takim oto miejscu żyła ona- 24-letnia Jamie. Dziewczyna mimo swojego młodego wieku była przez wszystkich ceniona i lubiana. Przyjechała tutaj po studiach, a było to tak:
6 lat temu Jamie była maturzystką. Uczyła się w klasie medycznej i szło jej bardzo dobrze. Jedyną jej słabością był fakt, że bała się przyszłości. Bała się tego, że nie zda matury, a nawet jeśli ją zda to nie przyjmą jej na żadną uczelnię medyczną. Czy miała powody do strachu? Oczywiście, że nie. Przecież to jedna z najlepszych uczennic liceum. Z kolei szkoła, w której się uczyła była najlepszym liceum w Castle- miasteczka oddalonego od Rennes o jakieś 80 km. Jamie miała niską samoocenę. Zawsze uważała, że do niczego się nie nadaje, że nic nie potrafi, albo też, że jest brzydka. Wszyscy jej znajomi wiedzieli, że nie mówi tego aby ją pocieszali, ale dlatego,że naprawdę tak myślała. Po ukończeniu liceum, i oczywiście zdanej maturze prawie w 100% Jamie postanowiła poszukać odpowiedniej uczelni. Mieszkając w Castle nie chciała, aby to była jakaś pierwsza lepsza. Mówię: ,,mieszkając w Castle", bo w jej miejscowości również znajdowała się jedna z medycznych szkół wyższych. Ale Jamie wykluczała ją, gdyż nie była to taka uczelnia, którą sobie wymarzyła, ani taka, która po prostu była jej przeznaczona. W takim przypadku dziewczyna postanowiła, że złoży dokumenty do wszystkich znanych jej uniwersytetów medycznych, pomijając tą którą już znała. Po długich oczekiwaniach spełniło się jej największe marzenie- dostała się na drugą w rankingu uczelnię medyczną. I tak właśnie rozpoczęła studia w kierunku pediatrii. Nie wspomniałam jeszcze, że Jamie uwielbiała dzieci. Nie tylko małe bobasy, ale te większe również. Na początku chciała zostać nauczycielką, jednak zrezygnowała w momencie, gdy poczuła pociąg do medycyny. Postanowiła więc, że połączy te dwie pasje, i stąd właśnie wzięła się pediatria. A więc 6 lat studiów minęło. Co prawda nie tak w mgnieniu oka, bo w końcu to było 6 lat ciężkiej nauki. Jednak teraz jest to bardzo wykształcona dziewczyna, która pracuje w swoim wymarzonym zawodzie. Po ukończeniu studiów zaczęła szukać pracy. Nie interesował jej wyjazd do Nowego Jorku, czy innych wielkich miast. Bardzo chciała pracować w małym własnym gabinecie, a nie w jakichś klinikach, gdzie jest ciągły ruch i nie ma czasu na odpoczynek. Tak właśnie Jamie Laris trafiła do Rennes. Otworzyła tutaj własny punkt przyjęć, a dlatego, że to dość małe miasteczko miała dużo pacjentów. Wszędzie można było znaleźć dzieci: na chodniku, gdzie bawiły się w klasy, czy berka, na podwórkach, jak i w sklepach, no i w szkole oczywiście. Jamie miała pracę, ale na odpoczynek też było dużo czasu.
I tak wyglądało życie w Rennes, gdzie każdy miał swoje zajęcie. Jamie leczyła dzieci, stara Gerber układała kwiaty, a Pan Kier ciągle pracował w swoim ogrodzie.
Pewnego razu Jamie wstąpiła w drodze do pracy do kwiaciarni pani Gerber.
- Ach, witaj słonko- mówiła starsza pani
- Dzień dobry pani, jak mija pani poranek?- Odpowiedziała Jamie
- A, kochanie bardzo dobrze.. Zobacz, zrobiłam bukiet z czerwonych i żółtych różyczek. Proszę, weź go, będziesz miała śliczny zapach u siebie w przychodni.
- Dziękuję pani bardzo, uwielbiam róże.
- Nie dziękuj, idziesz do pracy? A nie zabrałabyś tych kwiatków dla pana Kiera? Jeśli nie sprawiłoby Ci to kłopotu.. Bo wiesz obiecałam mu, że przyniosę mu sadzonki, ale nigdy nie mam czasu.
- Ależ nie ma sprawy, czy to te?- zapytała Jamie i wskazała na reklamówkę, z której wystawały korzenie.
- Tak, dziękuję Ci dziecko, jakoś Ci to wynagrodzę.- powiedziała Gerber
- Już mi to pani wynagrodziła tymi kwiatkami- odparła Jamie a wychodząc z kwiaciarni dodała- to do widzenia, lecę bo się spóźnię!
- Do zobaczenia Jamie!
Wychodząc dziewczyna potknęła się o schodek i omal się nie przewróciła, gdy złapał ją jakiś mężczyzna.
- Och, przepraszam pana- powiedziała nawet nie spoglądając na nieznajomego.
- Pana? Jestem Paul. - odparł
- Jamie- miło mi- podała rękę.
- Jesteś tą lekarką, tak?
- Tak, ale teraz naprawdę muszę już lecieć, gdyż spóźnię się do pracy. - wypowiedziała te słowa i pożegnała się.- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli okazję porozmawiać. Do zobaczenia.
- Dobrze, a więc do zobaczenia!
Jamie idąc do pracy obmyślała nowo poznanego mężczyznę. Wyglądał na jakieś 25/6 lat. Mimo że tutaj dość dużo osób się znało, jak nie bezpośrednio to chociaż z widzenia, to jego akurat nie kojarzyła. Poznany Paul był wysokim brunetem o piwnych oczach i niewielkim zarostem na twarzy, w równie pięknym kolorze co jego włosy. Typ jego urody był nieco włoski, taki typowy przystojny włoch. Po drodze kobieta wstąpiła do pana Kiera i wręczyła mu sadzonki. Ten był jej bardzo wdzięczny i chciał zaprosić ją na filiżankę porannej kawy, ale ona tłumaczyła się koniecznością obecności w pracy na czas.
Po dotarciu do celu Jamie od razu założyła biały fartuszek i przygotowała karty pacjentów, z którymi była umówiona. Wiadomo, że dzieci nie przychodzą same. Oprócz tego włożyła otrzymane od Gerber róże do wysokiego wazonu i postawiła na oknie, jednocześnie je otwierając. Bardzo lubiła świeże powietrze. Szczególnie te wiosenne.
Dzień dla Jamie był piękny. Niezależnie co by się działo, uważała, że jej marzenia są spełnione. Kochała to co robi i była w pełni szczęśliwa.
Róże pachniały wspaniale. Na dzisiaj został jej ostatni pacjent. A może pacjentka? Tak, to była dziewczynka.

6 komentarzy:

  1. Superrr . Prosze pisz dalej. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, zacznę dalej :* Proszę zostawiajcie po sobie jakieś ślady, żebym wiedziała, że nie piszę tego tylko dla siebie ! :** <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek trochę uwag.
    Czcionka trochę razi w oczy no i za bardzo "cukierkowe" tło. Cyfry zawsze zapisuj słownie, no i przede wszystkim... akapity. Bez nich opowiadanie wydaje się strasznie nieczytelne, że tak się wyraże. Kiedy zaczynasz nowy wers to staraj się zrobić jakiś mały odstęp, no i w środku powinno pojawić się ich trochę więcej.

    Myślę, że Cię nie zraziłam. Życzę wytrwałości w pisaniu i zapraszam do mnie. :)
    -> http://igrzyskasmierci-innahistoria.blogspot.com/

    ~ Thalia ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, dzięki. Wszystkie uwagi przyjmę i postaram się naprawić błędy :)

      Usuń
  4. Super blog , obserwuje ;) http://alex2708.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń