Rozdział 19
Blondi, blondi wszędzie...
- Dzień dobry pani- pierwsza odezwała się dziewczyna.
- A kogo tu przyniosło- odpowiedziała starsza pani z czymś niemiłym w głosie, czymś co nie było do niej podobne.
- Rozumiem, że może mnie panie nie lubić, ale potrzebuję jeszcze tych tulipanów.
- A co tamte zwiędły jak tylko panią zobaczyły?- zaśmiała się.
- Zabawne.- zmrużyła oczy- Nie, nie zwiędły, ale wtedy nie miałam czasu zanieść ich temu chłopakowi, więc tym razem muszę to zrobić, a pachniały przecudownie, więc może...
- 4,50 za sztukę- Gerber nie dała jej dokończyć i udawała, że coś przelicza.
- Słucham? Przecież widzę, że tutaj wisi etykietka 3,50.- Gerber zsunęła okulary na czubek nosa.
- Ach, tak? Zapomniałam zmienić.- szybko wygryzdoliła na pierwszej lepszej kartce: tulipan 4,50 i zamieniła ceny kwiatków.- O już, dzięki młoda damo..- wróciła za ladę.
- Ale o co chodzi? Nie można tak.
- Skoro nie można, to niech jedzie pani do innej kwiaciarni. Mało ich tutaj? Nie będę taka niemiła i podpowiem pani, że najbliższa jest dosłownie 10 ulic stąd.- mina blondynki była bezcenna. Podniosła wargi tak, że odsłoniła zęby i uniosła jedną brew.
- Dobrze, widzę, że chce pani się odgryźć. - Gerber przerwała na chwilę swą czynność.
- Ja? Odgryźć? Nigdy!- zaczęła się śmiać- patrzcie ją! Jeszcze Ci powie, że stara Gerber jest wścibska!- mówiła do siebie.
- Okej, nie brnijmy w to. Poproszę 20 tulipanów.
- Ułożyć w bukiet?
- A z jaką dopłatą?- Tym razem jej mina jakby mówiła: ,,Proszę, tylko nie za drogo!"
- 5 zł
- Za ułożenie? Nie, no pani przechodzi już ludzkie pojęcie... Dobra, niech pani układa i spadam stąd.- Gerber uśmiechnęła się do siebie.
- A jeśli mogę spytać: Jak ma na imię, ten chłopak, któremu kupuje pani kwiaty? Pewnie miłość kwitnie?
- Naprawdę to panią interesuje?
- Nie jestem aż taką zołzą- uśmiechnęła się tym ,,babcinym" uśmieszkiem.- Kobieta odwzajemniła się równie miłym uśmiechem.
- Ma na imię Paul, ale miłości niestety nie ma. Była kiedyś, teraz już za późno.- Gerber wypuściła cały bukiet z rąk. Jak to możliwe? Czyżby tajemnicza Łucja stała tuż przed nią?
- Ojej, pomogę pani.- kucnęła i zabrała się do zbierania.
- Dziękuję. A więc mówisz, że Paul. Bardzo ładne imię, ale dlaczego mówisz, że teraz już za późno?
- Kochaliśmy się w liceum, ale przez moich rodziców nasz kontakt się urwał. Musiałam wyjechać, a gdy wróciłam po tylu latach, Paul mi mówi, że jest już zakochany i nie widzi świata poza tą Jol..., Jem...a nie pamiętam, jak jej tam.
- Przykro mi.- Gerber udała smutek, ale w głębi duszy czuła zwycięstwo. Łucja udowodniła jej, że Paul naprawdę kocha Jam.
- Mnie również. No nic, kwiaty jednak zaniosę, bo obiecałam, może jakoś uda mi się go odzyskać.
- Nie!- krzyknęła tak, że aż podskoczyła, lecz nagle zniżyła ton i dalej starała się sprawić wrażenie, jakby o niczym nie wiedziała- znaczy, życzę Ci wszystkiego co najlepsze, ale jeśli sam Paul powiedział Ci, że kocha kogoś innego, to nie wypada krzywdzić innej dziewczyny. Nie sądzisz? A jeśli go kochasz, daj mu szansę być szczęśliwym.-
- Może ma pani rację...
- Dziecko, spójrz na mnie, mam już kilka, może nawet kilkadziesiąt lat i wiem dużo o życiu, a przed Tobą jeszcze tyle życia i przygód.- rozmarzyła się, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę.
- Okej, kwiatki gotowe?
- Gotowe. 95 zł.
- Proszę.- zapłaciła- dziękuję za radę, ale coś czuję, że jednak spróbuję. Do widzenia!- wyszła.
Gdy blondynka oddaliła się na bezpieczną odległość Gerber przywróciła cenę kwiatów na 3,50. Po tym jednak złapała za telefon.
- Jam?
- Tak Pani Gerber, coś się stało?
- Przepraszam, wiem, że już wieczorowa pora, ale mam nowe wiadomości o Łucji. Ona tutaj przyjechała, bo ma nieczyste zamiary. Chce..
- Stop, stop- przerwała jej- Jakiej Łucji? Skąd przyjechała, o co chodzi?
- Jak to? Nie wiesz? Przecież kilka dni temu napisałam Ci kartkę i zostawiłam w przedpokoju na szafeczce... Nie przeczytałaś jej? Ojejku.. Co za świat, jak nie wyślesz sms-a, to nikt nie będzie wiedział nawet jak się nazywa.- westchnęła.
- Nic tam nie widziałam. Ale skoro już jesteśmy przy temacie, to proszę mi to opowiedzieć.
- Jesteś wolna? Czy Paul słyszy?
- Nie, Paul poszedł do sklepu po coś słodkiego dla Julki. To jak to jest z tą Łucją?
- A więc...
Opowiedzenie całej historii zajęło Gerber dobre 15 minut. Nie ominęła również tego jak potraktowała zgrabną blondi w kwiaciarni.
- Żartuje pani?! Nie wierzę. To mówi pani, że Paul nie widzi poza mną świata?- powiedziała z nutą szczęścia w głosie.
- Kochanieńka, nie żartuj sobie, bo jeszcze nie wygrałyśmy. Myślę, że ta jędza będzie próbowała dopiąć swego.
- Myśli pani? Ale, jak? My?- zaakcentowała ostatnie słowo.
- A co myślałaś, że Cię z tym zostawię?
- Jest pani taka kochana... Moment, coś słyszałam..
- Kochaaaaanie! Jestem!- w tle pojawił się głos Paul'a.
- Wrócił Paul. Gdyby coś nowego było wiadomo, to czekam na telefon.
- Dobra ja zmykam, do usłyszenia Jami! Dobranoc.
- Dobranoc, dobranoc.
Jem odłożyła telefon, spojrzała w stronę drzwi wejściowych, a tam na samym środku stał Paul z wypchanymi siatkami.
- Co ty okradłeś sklep?- podeszła i przytuliła się.
- Dla moich księżniczek okradłbym nawet sklep.
Dzisiaj taka krótsza część, ale w końcu!!! <3 Postaram się jak najszybciej ogarnąć nową! :)